Autokult

Będzie czasowe wyrejestrowanie pojazdu, ale za OC i tak zapłacimy

Wiceszef Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa Jerzy Szmit przychylił się do propozycji posła Liroya-Marca dotyczącej przywrócenia możliwości tymczasowego wyrejestrowania każdego rodzaju pojazdu. Niestety nie oznacza to, że nie będziemy w tym czasie płacić za OC. Jednak mamy dobrą wiadomość.Czytaj więcej w Autokult.pl

Pieniądze z fotoradarów zasilą budżet policji?

Autokult

Pieniądze z fotoradarów zasilą budżet policji?

Blogmas: dzień 13. - trzynaście seriali na trzynasty dzień grudnia. ;)

PO PROSTU MADUSIA

Blogmas: dzień 13. - trzynaście seriali na trzynasty dzień grudnia. ;)

         Na początku powiem szczerze - jestem niepoprawną serialoholiczką. Zaraz obok książek na liście ulubionych moich zajęć niewymagających większej aktywności jest oglądanie seriali. Nic na to nie poradzę i nie wstydzę się tego, że potrafię machnąć jeden sezon w jedną noc. Zdarzało się i tak. ;) Niestety, odkąd kilka miesięcy temu umarł mój laptok, skończyło się radosne oglądanie w łóżku, bo na stacjonarnym sprzęcie nie ma to takiego uroku. Za to rekordowe ilości książek dzięki temu czytam, na co też wcale nie narzekam, bo i tak ich sterta przy łóżku zupełnie nie chce maleć, tylko rośnie. Zupełnie nie wiem czemu. ;p Ale wracając do seriali, postanowiłam dzisiaj opowiedzieć o trzynastu moich ulubieńcach. I nie śmiejcie się, ale nawet sobie nie wyobrażacie, jak trudno było się ograniczyć do tej liczby, na kartce wypisałam sobie ponad dwa razy tyle, ale wówczas notka byłaby wyjątkowo tasiemcowa, jak niektóre seriale. ;p Także siądźcie wygodnie i zapraszam do lektury. :)       1) "Chirurdzy" - stwierdziłam, że będziemy trzymać się kolejności alfabetycznej i nazw polskich (w większości), bo tak będzie chyba najłatwiej. Na pierwszy ogień idzie zatem weteran listy, mający już trzynaście sezonów. Opowieść o lekarzach z Seattle, którym przydarzają się wszystkie możliwe katastrofy, a trup ściele się gęsto. Mimo faktu, że większości ekipy z pierwszych sezonów już nie ma, serial ciągle trzyma jakiś poziom i co tydzień czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek. Ostatnio też zauważyłam, że jest to serial, gdzie praktycznie na każdym odcinku muszę się popłakać, ale wcale nie jest to wadą. Czasem dziwne rzeczy mnie wzruszają. ;pChirurdzy od 2005 roku ciągle z nami. :)       2) "Dynastia Tudorów" czyli raptem cztery sezony opowieści o Henryku VIII i jego sześciu żonach. Do moich ulubionych zaliczają się te z Anną Boleyn (bo to też zdecydowanie moja ulubiona żona Heńka, a i aktorka Natalie Dromer), później już ciut mnie nudziło. Ale sporo historii przewija się w serialu, a że to jeden z moich ulubionych okresów, to musiał się ten serial znaleźć na mojej liście. No i te stroje. <3 Kiedyś to nosiło się sukienki. ;))Dynastia Tudorów 2007-2010 r.            3) "Gra o Tron", gdzie też noszą całkiem niezłe sukienki i też gra Natalie. Tutaj także trupów nie brakuje, intryg jest zaś jeszcze więcej niż w "Modzie na sukces". Generalnie chyba za bardzo nie ma co przedstawiać tego serialu, bo podejrzewam, że każdy o nim chociaż kiedyś słyszał, nawet jeśli nie oglądał. Obecnie doszliśmy do etapu, gdy serial wyprzedza książkę (która w sumie ponoć powstaje, ale jest jak Yeti ;p), więc wszyscy z niecierpliwością czekają na siódmy sezon. ;)Gra o tron cieszy i bawi od 2011 roku i na razie ma sześć sezonów. ;p            4) "Kochane Kłopoty" i pierwszy na liście serial bez zbyt wielu trupów na ekranie. Wprost przeciwnie - jest to siedem sezonów niezwykle ciepłego i pozytywnego serialu (ostatnio Netflix wydał taki jakby epilog czteroodcinkowy), który ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Perypetie matki i córki, gdzie matka jest niezwykle postrzelona (stąd też przytrafiło jej się dziecko w wieku lat szesnastu), zaś córka stateczna i układna (oczywiście do pewnego momentu ;p). Do tego absolutnie przeuroczy klimat małego miasteczka, gdzie każdy zna każdego i dużo miłości. W każdej postaci. Idealny na zimowe wieczory, bo rozgrzewa jak najlepsza herbatka. :)Kochane Kłopoty 2000-2007 r. i siedem sezonów.               5) "Lucyfer" to jedna z nowszych pozycji na liście, bo na razie ma zaledwie półtora sezonu. Wciągnął mnie stosunkowo niedawno i miałam z nim dwa maratony (najpierw pierwszy sezon, ostatnio pół drugiego) i czekam na nowe odcinki. Opowieść z piekła rodem, gdzie znudzony swym życiem w gorących otchłaniach diabeł Lucyfer przenosi się do ciut tylko chłodniejszego Los Angeles, gdzie zostaje właścicielem nocnego klubu. Trochę mu się nudzi, więc zostaje konsultantem policji u boku niezwykle uroczej detektyw Chloe i razem rozwiązują sprawy. Oczywiście dzięki swoim nadprzyrodzonym mocom diabełkowi jest o wiele łatwiej, chociaż okazuje się, że przy pani detektyw tak nie do końca wszystko idzie po jego myśli. Także zastanówcie się o czym marzycie i koniecznie obejrzyjcie Lucyfera. ;) Naprawdę warto. :) Plus jest to jeden z niewielu seriali, gdzie gra dziecko, które wyjątkowo nie irytuje, tylko bawi i rozśmiesza. ;)Lucyfer bawi zaledwie od 2016 roku i ma półtora sezonu. ;p                 6) "Madam Secretary" czyli serial o sekretarz stanu USA i jej rodzinie. Jak pierwszy sezon ciut mnie nudził, tak drugi i trzeci (którego na razie też połowa jest) to po prostu dwie petardy. Można z bliska przyjrzeć się jak wyjątkowo specyficzna jest polityka Stanów Zjednoczonych i jak chwilami trzeba manewrować, żeby uzyskać korzystne dla siebie rozwiązanie. Takie trochę żeńskie "House of cards", tylko w nieco bardziej lajtowej wersji. Obecnie jeden z moich ulubieńców, których jestem gotowa oglądać nawet przy biurku na stacjonarnym komputerze. ;)Madam Secretary od 2014 roku ma już prawie trzy sezony. :)             7) "Mentalista" serial z absolutnie przeuroczą rolą męską. Zastanawiałam się między tym bohaterem a Sherlockiem, jednak to Patrick Jane jest zdecydowanie bliższy mojemu serduszku. Jeden z gatunku tych mężczyzn, dla których garnitur jest drugą skórą i wygląda w nim rewelacyjnie. Poza tym, cudny uśmiech. ;) Nie na tym jednak skupia się serial (a szkoda), ale na seryjnym mordercy nazwanym Red John (którego znakiem rozpoznawczym jest czerwona buźka namalowana krwią w miejscu zabójstwa), który zabił Patrickowi rodzinę i od tej pory on usiłuje się na nim zemścić. Znaczy się zabić go. ;p Przy okazji Patrick jest mentalistą, czyli posiada doskonale rozwinięty dar obserwacji i dedukcji (podobnie jak Sherlock), dzięki czemu idealnie sprawdza się w roli konsultanta policji. Polecam, szczególnie końcówkę przedostatniego sezonu, gdy zawsze płaczę jak bóbr. Ale wyjątkowo ze szczęścia. :)siedem sezonów w latach 2008 - 2015. :)      8) "Narcos" czyli jeden z lepszych seriali Netflixa. Pablo Escobar i kartel narkotykowy w Kolumbii okazały się rewelacyjnym materiałem na serial. Absolutnie jeden z lepszych w ostatnich latach, jaki widziałam, a już wiecie, że widziałam sporo. ;p Świetnie zrealizowana historia, dwa sezony naprawdę fajnej akcji, szczególnie końcówka robiła wrażenie. Zdecydowanie pozycja warta obejrzenia, zwłaszcza że Netflix zapowiedział, że pojawią się kolejne sezony z kartelem Cali w roli głównej. Też może być ciekawie. :)Narcos i dwa genialne sezony od 2015 roku. :)              9) "Plotkara" czyli kolejny serial na liście, gdzie można zobaczyć dużo pięknych sukienek, tylko w zdecydowanie nowszym stylu. Serial o bogatych dzieciakach z Upper East Side w Nowym Jorku i pewnym blogu, gdzie właśnie Plotkara opisuje ich życie. Chwilami banalny, czasem poważny, zdarzało się, że złościł, że denerwował swoją infantylnością (no bo heloł, ile jeszcze tych konfiguracji związkowych ;p), ale i tak z przyjemnością oglądało się kolejne odcinki. I to obstawianie kto tak naprawdę jest tą Plotkarą. Ja nie zgadłam. ;p Plus jak już się zna jej tożsamość, to fajnie ogląda się wszystko raz jeszcze, bo wtedy zupełnie inaczej patrzy się na pewne sprawy. ;pPlotkara i sześć sezonów w latach 2007 - 2012.                 10) "Przyjaciele" czyli klasyka klasyk. :) Nie mogło go zabraknąć na liście, bo jest to w sumie jedyny serial, który mogę oglądać wzdłuż i wszerz, niezależnie od odcinka. Najlepiej oczywiście ogląda się go z Tomaszem, który zna go praktycznie na pamięć, więc czasem nawet nie słyszymy dialogów z telewizora, bo sami je mówimy. Perypetie szóstki przyjaciół w NY, których problemy nawet po upływie tylu lat od premiery ciągle są aktualne. :) I ciągle bawią, nawet po kilkudziesięciu razach. ;)dziesięć świetnych sezonów w latach 1994 - 2004.              11) "Victoria" - najmniejszy serial na całej liście, bo liczy zaledwie jeden sezon i osiem odcinków. Zdecydowanie miłość od pierwszego wejrzenia, bo też i historia sama w sobie piękna jest. Mogłabym się przyczepić, że w sumie nieco twórcom serialu mieszają się fakty, ale nie będę, bo realizacja zdecydowanie mi się podoba. Królowa Victoria jest przeurocza osóbką (z którą czują ogromną bliskość z powodu podobnego wzrostu), która została postawiona w niezwykle trudnej roli. Serial pokazuje jak powoli się w niej odnajduje i uczy się stawiać na swoim. Oczywiście niezwykle istotny jest też tutaj wątek miłosny, który wzrusza i porusza nawet najtwardsze serduszka. Polecam. :)) A i ma być sezon drugi. <3zaledwie jeden króciutki sezon w 2016 roku.                12) "Wojna i pokój" i tutaj miałam dylemat, bo na przestrzeni kilku lat pojawiły się dwie fajne wersje. Są to generalnie miniseriale, bo ten z 2007 roku trwa osiem godzin (ale ma cztery odcinki), zaś ten najnowszy z 2016 trwa godzin sześć (ale odcinków też ma sześć). Ciężko mi wybrać lepszą wersję, bo każda ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne, ale za to w każdej z nich moimi ulubionymi postaciami jest rodzeństwo Bołkońskich - książę Andrzej i księżna Maria. Tej drugiej zawsze mi żal, zaś ten pierwszy jest zawsze do schrupania. I ciągle nie umiem się zdecydować czy bardziej w tej roli podobał mi się Alessio Boni (2007) czy James Norton VIII (2016) - każdy z nich ma w sobie to coś co sprawia, że nie są oczywiście przystojni, ale ciągnie do nich każdą babę. ;p Plusem przemawiającym za wersją starszą jest moja ulubiona scena, gdy książę Andrzej na balu po tańcu z Nataszą (będącą de facto główną bohaterką, ale w obu wersjach była irytująca, chociaż w 2007 roku nie tak bardzo jak w 2016) mówi do siebie, jak ona wraca do rodziców, że jeśli się obejrzy, to zostanie jego żoną. I obejrzała się. I ta scena chwyta za serduszko. :))wersja z 2007 roku. wersja z 2016 roku.                13) "Żona idealna" jako przedstawiciel niezwykle bogatego rodzaju seriali prawniczych. Główna bohaterka po kilkunastu latach przerwy wraca do zawodu, po tym jak okazało się, że jej mąż (znany polityk) ją zdradza. Początek nie brzmi jakoś szalenie oryginalnie, ale później się dzieje. Dużym atutem serialu są mocno zarysowane postacie drugoplanowe, gdzie można znaleźć swoich ulubieńców. Moim był Will, przystojny pan adwokat z wielkim nosem, stara miłość Alicji ze studiów. A wiadomo, że stara miłość nie rdzewieje. ;)siedem sezonów w latach 2009-2016.        Uff, dobrnęliśmy do końca listy. Ciężko było się zdecydować i nawet w trakcie pisania wywaliłam kilka, bo przypomniały mi się inne. Wielu tutaj brakuje, ale dzięki temu może jeszcze kiedyś napiszę drugą część, bo materiałów mam naprawdę sporo. ;) A wy co lubicie oglądać? ;)~~Madusia.Ps. zdjęcia pochodzą z Filmweba. ;p

Mamy Sprawy

Tradycyjne żytnie pierniczki dla cierpliwych łasuchów

Możemy iść do cukierni i kupić gotowe, piękne i przepyszne … Czytaj WięcejArtykuł tradycyjne pierniczki pochodzi z serwisu Mamy Sprawy - Blog parentingowy.

Mamy Sprawy

Tradycyjne żytnie pierniczki dla cierpliwych łasuchów

Możemy iść do cukierni i kupić gotowe, piękne i przepyszne … Czytaj WięcejArtykuł tradycyjne żytnie pierniczki dla cierpliwych łasuchów pochodzi z serwisu Mamy Sprawy - Blog parentingowy.

Przypadkowy mężczyzna wszedł umyślnie w kadr fotoreporterom podczas robienia zdjęć

Fotoblogia.pl

Przypadkowy mężczyzna wszedł umyślnie w kadr fotoreporterom podczas robienia zdjęć

Od dziś koniec z ukrytym kurzem!

PAMIĘTNIK MAMY

Od dziś koniec z ukrytym kurzem!

Giełda klasyków

Mercedes 190E 2.6 W201 1989 – 36000 PLN – Wrocław

Zgrabne nadwozie, trwała mechanika, świetna jakość wykończenia wnętrza, niepowtarzalny urok podróżowania z gwiazdą na masce… Dzieło Bruno Sacco nie miało swojego bezpośredniego poprzednika, lecz pozwoliło marce trwale zadomowić się na rynku małych sedanów. Ten Mercedes 190E 2.6 W201 zdecydowanie może się podobać. Świetny kolor, wciąż fabryczny lakier, niski przebieg, największy sześciocylindrowy silnik i automatyczna skrzynia, […] Post Mercedes 190E 2.6 W201 1989 – 36000 PLN – Wrocław pojawił się poraz pierwszy w Giełda klasyków.

Gwatemala – to trzeba zobaczyć!

Ale piękny świat

Gwatemala – to trzeba zobaczyć!

Miejsca poznaję dzięki ludziom, których tam spotykam, zapamiętuję poprzez chwile, które z nimi przeżywam. I taka właśnie jest moja Gwatemala... Do Gwatemali trafiłam przez przypadek. Od ponad dwóch miesięcy szwendałam się po Meksyku - wzdłuż wybrzeża Jukatanu jakaś siła pchała mnie na południe, dalej i dalej, aż trafiłam do Chetumalu przy granicy z Belize. Stąd był już było zaledwie kilka godzin chickenbusem do Gwatemali. – To może pojadę do Tikal? – mówi wewnętrzny głos przygody.Zmęczona wędrówką cześć mojej duszy zareagowała natychmiastowo. Po co? I zagrała kartą wspomnień z Tulum.. Kilka dni temu byłam świadkiem dramatycznej sceny. – Thanks to the ancient Mayas, i have to do another lost city tour! - krzyczał zdesperowany amerykański nastolatek na wieść, że jutro też będzie zwiedzał. – A więc tak wygląda przesycenie organizmu piramidami – pomyślałam wtedy. – Czy też chcesz doprowadzić się do tego stanu – powiedziała mi teraz zmęczona cześć mojej duszy.– Tak, chcę!I pojechałam.TikalKilka dni później stałam już na szczycie pierwszej piramidy. Pode mną po horyzont rozciągał się zielony dywan, utkany z koron drzew. Ten widok znałam już z Gwiezdnych Wojen. W Episode IV A New Hope, Tikal z wirtuozerią „zagrało” księżyc Javin 4. Z kolejną piramidą nie poszło już tak łatwo. Schody na szczyt puszczono wzdłuż ściany, a że ta była prawie pionowa to i same schody bardziej przypominały drabinę. No cóż, trzeba wejść. Wspinam się na kilka szczebelków i od razu daje o sobie znać paniczny lek wysokości. Schodzę.– I tak zamierzasz to zostawić? – na ambicję wchodzi głos przygody.Patrzę na scianę, na człowieka wielkości mrówki, który właśnie jest w połowie drogi. Tak po prostu się poddam? Podejmuję kolejną próbę. Zachodzę wyżej, ale strach sprawia że trzęsą mi się ręce. Odpuszczam.– No nie, ale z ciebie cykor! - głos przygody nie daje za wygraną. Ma rację. Nie codziennie mam okazję chodzić po Tikal. Dobra, do trzech razy sztuka. Wspinam się, wspinam, błagam wszystkie okoliczne aluxes, czyli majańskie duchy strażników o pomoc i dalej się wspinam... Zaszłam nieco dalej, kiedy znów dopada mnie strach. Robię krok w dół i nagle zdaję sobie sprawę, że tak samo się boję jak bym wchodziła. To idę za ciosem. Do góry. – Daj mi aparat – usłyszałam na szczycie piramidy. Jakiś turysta przyglądał się mojej alabastrowo białej twarzy z artystycznym ogniem w oczach. – Muszę zrobić ci zdjęcie, bo jesteś tak pięknie przerażona! Mixco ViejoTo była huczna impreza. Na osiedlu otoczonym murem kolczastym w samym sercu Ciudad Guatemala świętowaliśmy nominację ministerialną naszej znajomej. Stawili się wszyscy sąsiedzi – głównie działacze najróżniejszych organizacji NGO. Do pewnego momentu wszystko szło według schematu – rozmowy o najnowszych konferencjach, wymiana opinii na temat kondycji państwa, kilka zdań na temat nowych projektów na rzecz kobiet i reszty gwatemalskiego świata. – Co jutro robicie? – w pewnym momencie odzywa się Ana.Co za pytanie! Ana siedzi tu już pół roku i jeszcze się nie nauczyła, że pracownik NGO dzień wolny od pracy spędza w zaciszu drutu kolczastego otaczającego swoje osiedle? – Nie pojechaliście do Mixco Viejo? – Ana nie odpuszcza.– Przecież poruszanie się po mieście jest zakazane! – odpowiada koleżanka z UNICEFU. Ale komu ona mówi, przecież Ana się zakochała. No tak... Ana kilka tygodni temu poznała Conrado. Podczas gdy reszta towarzystwa dzień spędza w klimatyzowanych biurach on pracuje w terenie, aktualnie w slumsach. A to nie byle jakie wyzwanie. Do slumsów trzeba umieć wejść i trzeba mieć protektorów, którzy zapewnią bezpieczeństwo. Czyli Conrado dogadał się z mafią. Kiedy wieczorem reszta towarzystwa zjeżdżała się taksówkami na teren osiedla, on do centrum miasta turlał się chickenbusami. Iedy reszta towarzystwa degustowała pizze Taki chłopak nie mógł zagrać swojej dziewczyny na pierwszą randkę do restauracji sushi. Conrado zaprosił więc Anę na plażę. Ana nigdy wcześniej nie była na gwatemalskiej plaży. Piasek i morze stanowiło miłą odmianę dla nudnej trasy praca - osiedle – praca. Mało tego! Była bardzo zaskoczona, że przeżyła tę eskapadę. Kiedy indziej poszli na spacer po Zona 1. Też nic się nie stało. I tak Ana zasmakowała w adrenalinie.– To jak, jedziecie?– My nie możemy – mówi Rachel z ambasady USA. – U nas panuje absolutny zakaz oddalania się poza granice miasta. – Ale ja chętnie pojadę! - powiedziała Carmen z jakiegoś NGO, który zajmuje się kobietami. – Wiecie, że mieszkam tu już pól roku i jeszcze nigdy nie spacerowałam po mieście?Wyjechaliśmy następnego dnia. Carmen zachwyciły chickenbusy – podstawowy środek transportu gwatemalskich kobiet. Ubawiły ją dziury w asfalcie – że jest ich więcej niż asfaltu. Ale najlepsza zabawa czekała na nią w pewnym barze, gdzieś w zapomnianym przez Boga miasteczku, w którym mieliśmy kolejną przesiadkę. – Que quiere? - Kelner pytał kilka razy i ciągle otrzymywał jedną odpowiedź:– Cafe con leche – czyli kawę z mlekiem. Na twarzy mężczyzny pojawiło się zafrasowanie. Jeszcze kilka razy powtórzył zamówienie po czym przyniósł szklankę mleka i słoik nescafee. Wszystko się zgadza: jest i kawa i mleko. Carmen parsknęła śmiechem. Przez łzy setnego ubawienia robiła jedno zdjęcie za drugim. Ja nie zrobiłam żadnego, bo po prostu zrobiło mi się przykro. A Mixco Viejo? Cóż, dojechaliśmy. Spotkaliśmy szamanów, wspinaliśmy się na piramidy, ale to Carmen już tak nie ubawiło...Antigua GuatemalaW Gwatemali trzeba stąpać ostrożnie. Życie nocne istnieje tylko w kościołach protestanckich. Na szczęście jest Antigua. Za każdym razem, kiedy tu wracałam czułam się jak pies spuszczony ze smyczy. Nareszcie mogłam spacerować po zmierzchu, nareszcie mogłam zajrzeć w każde podwórko i odkrywać galerie, kawiarnie, sklepy, robić zdjęcia ruinom klasztorów na tle wulkanów. Nareszcie mogłam też wejść wieczorem do baru i napić się piwa... Ups! Tym razem nie mogłam, bo w wejściu leżał człowiek – ofiara happy hour. – Cóż, piwo poczeka, kiedy tu leży człowiek – odezwało się we mnie poczucie odpowiedzialności. Na szczęście długo sama nie stałam. Po chwili podeszło do mnie jego dwóch kumpli z Quetzaltecą w dłoniach. Quetzalteca to jeden z nielicznych typowo gwatemalskich trunków – smaczny, mocny i zdradliwy. – Ups... już padł?– Padł.– To w takim razie ty się z nami napijesz!I tak poznałam lewicowego filozofa, prawicowego historyka i rozłożonego na łopatki archeologa. Archeolog, kiedy już się pozbierał następnego dnia, zdradził mi, że jedzie ratować kamienne stelle w Quirigua. – Jedziesz ze mną? Mamy samochód.– A nocleg? – Też mamy – będziemy spać w pokojach dla archeologów. QuiriguaNastępnego wieczoru jechałam już do Quirigua – majańskiego miasta, które słynie ze wysokiej klasy steli. Na miejsce dotarliśmy tuż przed północą. – Idziemy zwiedzać! – mówi mój znajomy. Zabraliśmy 2 latarki na cztery osoby i poszliśmy w ruiny otoczone lasem deszczowym. Czarną noc rozpraszaliśmy strugą światła, którą raz omywaliśmy stele innym razem drogę. Archeolog podświetlał hieroglify i czytał znak po znaku i w milczeniu szliśmy za blaskiem księżyca. – Słyszycie? – archeolog – Nie.– No właśnie. Dżungla zamilkła.– I co z tego? – A to, że przechodzi wielki zwierz. Włączajcie wszystkie latarki i głośno mówcie, bo duże zwierzęta zazwyczaj unikają ludzi. W ten sposób dowiedziałam się, że dżungla mówi, krzyczy i milczy.PanajachelMiasto ani ładne, ani specjalnie malownicze. Ot zwykły kurort gwatemalski nad wodą, w której mają odwagę się kąpać jedynie Gwatemalczycy. – Od lat 60 ściągali tu Gwatemalscy hipisi – tłumaczy mi Pablo, poeta i piosenkarz. Pablo muzyką zajmuje się bez przekonania, ale jego kumple robią prawdziwe kariery. Odwiedziliśmy Giovanniego z Bohemia Suburbana. Właśnie świętował nominację MTV na najlepszą grupę latynoską. Dlaczego nie było z nim kumpli z zespołu? Bo wszyscy już dawno wyemigrowali do stanów. Giovanni też spędza tam sporą część roku. Ale lubi od czasu do czasu pooddychać atmosferą Panajachel. Był z nami jeszcze ktoś. Rene – Indianin Kaqchiquel do niedawna przede wszystkim malował obrazy i murale. Niedawno poczuł w sobie powołanie do hip hopa. Śpiewa w maya i nagrywa pierwszą płytę. Występuje w majańskich rozgłośniach radiowych, koncertuje... Ale to jest temat na kolejną opowieść, która opiszę po powrocie z najbliższej podróży do Gwatemali. Wyruszam już w styczniu!Chcecie poznać ten świat? Chcecie dotknąć prawdziwego życia Gwatemalczyków? Zapraszam na moją autorską wyprawę z Superfemka Projekt. Wyruszamy w czerwcu!Szczegóły: http://superfemka.pl/guatemaya-dorota-chojnowska-ukryty-swiat-majow/

TU TERAZ

Atakował ludzi, śmiertelnie potrącił pieszego, uderzał w inne auta. „Czekają go badania psychologiczne”

Mężczyzna śmiertelnie potrącił na pasach pieszego, spowodował dwie stłuczki, kopnął mężczyznę, próbował wepchnąć starszą kobietę pod autobus – podaje policja i prokuratura. Sprawca porzucił auto. [...]

TU TERAZ

„Prezes dostał 600 tys. zł odprawy”. CBA w najbogatszej polskiej gminie

Były prezes Fundacji Rozwoju Gminy Kleszczów bezprawnie dostał 600 tys. odprawy – twierdzi Centralne Biuro Antykorupcyjne. Oprócz niego zarzuty przekroczenia uprawnień usłyszały jeszcze dwie osoby [...]

TU TERAZ

„Afera taśmowa” w Łęczycy. Burmistrz ma zarzuty

Do 10 lat więzienia grozi Krzysztofowi L., burmistrzowi Łęczycy. Prokuratorzy postawili mu zarzuty m.in. w związku ze sprawą, którą nagłośniliśmy w lipcu ubiegłego roku. – [...]

TU TERAZ

Wjechał na czerwonym na skrzyżowanie. Trzy osoby ranne

Trzy osoby zostały ranne w zderzeniu aut na jednym ze skrzyżowań w Łodzi. Jak przekazała policja, jeden z kierowców wjechał na nie na czerwonym świetle. [...]

TU TERAZ

Radca prawny za opłatą miał odraczać egzekucje u „znajomego komornika”. Odpowie za oszustwo

Do ośmiu lat więzienia grozi radcy prawnemu z województwa łódzkiego. Zdaniem śledczych, mężczyzna oszukiwał swoich klientów – mówił, że za pieniądze porozmawia ze „znajomym komornikiem” [...]

TU TERAZ

Tragiczny wypadek na Traktorowej w Łodzi. Zabił pieszego na pasach i uciekł [ZDJĘCIA]

Do tragicznego wypadku doszło w poniedziałek (12 grudnia) na Traktorowej w Łodzi. Kierowca samochodu potrącił pieszego i uciekł z miejsca wypadku. Więcej informacji

TU TERAZ

Pasem awaryjnym wyprzedzał na autostradzie

Niebezpieczny manewr w wykonaniu kierowcy hondy civic nagrał inny uczestnik ruchu. Na nagraniu widać, jak pasem awaryjnym wyprzedza inne auta. Jak informuje policja, za taką [...]

TU TERAZ

Dwulatek zginął w pożarze. Prokuratura wszczyna śledztwo

W pożarze romskiej osady w Maszkowicach (woj. małopolskie) zginął dwuletni chłopczyk. Teraz prokuratura wszczyna śledztwo, które ma ustalić przyczyny śmierci dziecka oraz okoliczności, w których [...]

TU TERAZ

Po 70 latach przekazał broń muzeum. Weteran AK nie stanie przed sądem

87-letni Feliks Przyborowski, weteran Armii Krajowej może spać spokojnie. Prokuratura Rejonowa w Końskich umorzyła śledztwo ws. broni przechowywanej od II wojny światowej, którą były żołnierz [...]

TU TERAZ

Pomoże w chodzeniu, bieganiu, przysiadach. „Unikatowy” robot trafił do Prokocimia

Wart 200 tys. zł nowoczesny prodrobot, pozwalający m.in. ćwiczyć chodzenie, trafił w poniedziałek do szpitala dziecięcego w Krakowie Prokocimiu. To jedno z nielicznych takich urządzeń [...]

GREY WINTER COAT

LOVEFASHION

GREY WINTER COAT

Na zamkach Regec i Fuzer oraz Wielkim Miliciu

marcogor o gorach

Na zamkach Regec i Fuzer oraz Wielkim Miliciu

Geografia węgierska i słowacka traktują Góry Tokajsko-Slańskie jako dwa odrębne pasma, rozdzielone granicą państwową: Góry Slańskie (Slanské vrchy) po stronie słowackiej i Góry Zemplińskie (Tokaji-hegység lub Zempléni-hegység) po stronie węgierskiej. Podział ten jest jednak sztuczny – geomorfologicznie pasmo tworzy jedną całość. Po wizycie przed kilkoma laty po słowackiej stronie tychże gór, a konkretnie na najwyższym szczycie Simonce oraz Ciernej Horze postanowiłem zapoznać się z węgierską ich częścią przy okazji dłuższego pobytu na Węgrzech. Pasmo Gór Tokajsko-Slańskich ma około 80 km długości (z tego około 50 km na Słowacji) i od 12 do 20 km szerokości. Rozciąga się z północy na południe z lekkim wybrzuszeniem na wschód. Wysokość tego pasma maleje z północy na południe.  spojrzenie z zamku Regec na Góry Bukowe Góry Zemplińskie leżą w Karpatach Zachodnich, na północ od Wielkiej Niziny Węgierskiej. To młode góry wulkaniczne, o średniej wysokości ok. 450 m n.p.m., gdzie najwyższy szczyt Nagy Milic (Wielki Milić)  ma 895 m n.p.m. W Górach znajduje się ponad 500 oznakowanych dróg turystycznych i 150 km tras rowerowych. Jako ciekawostkę dodam, że w Sátoraljaújhely na turystów czeka park przygód. Najpiękniejsze w tym regionie są jednak zamki, jak te w Regec, Fuzer, Sarospatak, czy Szerencs. One też były moim celem oprócz najwyższego szczytu pasma. Spośród zamków preferuje ruiny, bo zwiedzanie dobrze zachowanych budowli z częścią muzealną, przeważnie w centrach miasteczek mnie nie kręci. Wolę te zrujnowane, kryjące w sobie tajemnice i sekrety, zawsze gdzieś na uboczu,  oczywiście na wzniesieniu nad miastem, przez co stanowią też dobre punkty widokowe. panorama Gór Zemplińskich z Regec I oczywiście ich położenie gwarantuje wspinaczkę, a ja mam takie już zboczenie, że lubię chodzić pod górę! Przed zdobywaniem szczytów wybrałem sobie dwa z nich do zwiedzania, te w miejscowościach Fuzer i Regec. W tym rejonie Węgier jest także dużo ładnych zespołów pałacowych oraz znane kąpielisko lecznicze Sárospatak-Végardó. Warto również odwiedzić Muzeum Kopalni Złota w Telkibánya i Muzeum Porcelany w Hollóháza. Natomiast w pobliżu Sárospatak, w Pálháza znajduje się najstarsza na Węgrzech – działająca od 1888 roku – kolejka leśna długości 7 km. Po przekroczeniu granicy moim pierwszym celem było jednak dotarcie do wsi Regec na pograniczu. ruiny zamku Regec Regéc to niewielka miejscowość w północno-wschodniej części Węgier, położona na obszarze Średniogórza Północnowęgierskiego. Główną atrakcją turystyczną są tu usytuowane na wzgórzu malownicze ruiny średniowiecznego zamku. Pierwotna warownia wzniesiona została tutaj już prawdopodobnie na przełomie XIII i XIV wieku. Zamek został zniszczony podczas oblężenia jakie miało miejsce w XVII wieku. Odbudowany, oraz dodatkowo powiększony i ufortyfikowany został dopiero w drugiej połowie XVII wieku. Inicjatorem jego odbudowy był ówczesny węgierski szlachcic i zarazem książę Siedmiogrodu – Franciszek I Rakoczy. Dotarcie do niego nie jest trudne, bo we wsi prowadziły mnie znaki z napisem Regec-var. Dojechałem więc na sam jej koniec, gdzie droga kończyła się w lesie. Jest na tyle szeroka, że można było tam swobodnie zostawić samochód. zamek Regec Idąc dalej za znakami nadal poruszałem się po tej leśnej drodze, by na polance z wiatą turystyczną i tablicą informacyjną odbić w lewo stromą ścieżką na wprost do zamku. Spacer nie trwał dłużej jak trzy kwadranse. Moim oczom ukazały się pięknie położone na wyniosłym wzniesieniu dość okazałe ruiny po widocznej renowacji. Obszedłem warownię dookoła, ale żeby wejść na teren zamkowy musiałem zakupić bilet za około 15 zł. Oprócz kasy jest tam duża sala muzealna z eksponatami i tablice opisujące historię tego miejsca. Można zakupić też pamiątki, skorzystać z toalety, a nawet dostać lornetkę do zwiedzania. Wiele razy przejeżdżałem drogą na południe w stronę Miszkolca i marzyłem o zdobyciu tego zamku widocznego z daleka i w końcu się udało! Z murów warowni rozpościera się naprawdę przepiękna panorama całej okolicy. pasmo graniczne Gór Zemplińskich widziane z ruin Zwłaszcza kolorowe, jesienne, pobliskie Góry Zemplińskie prezentowały się cudnie, choć widać było również Góry Bukowe na południu. Ruiny są potężne i zrobią na każdym duże wrażenie. W niektórych zadaszonych komnatach są ekspozycje ze znaleziskami archeologicznymi z tego miejsca oraz dostępne są multimedialne prezentacje wyświetlane przez komputerowe kombajny. Zwiedzając wspinamy się na zamku coraz wyżej, by z najwyższej baszty móc obejrzeć dookólną panoramę, dzięki okrągłemu tarasowi widokowemu. Wyjść musimy tą samą drogą co wcześniej weszliśmy. Galeria zdjęć zamkowych powinna przekonać każdego, że warto się tu wybrać. Po zejściu do auta ruszyłem w kierunku kolejnego zamku, czyli do wsi Fuzer. Niestety pogoda psuła się z minuty na minutę, ale nie rezygnowałem z wytyczonego sobie planu eksploracji tego regionu, nawet podczas krótkich opadów. Szkoda tylko, że zepsuło to widoki w Fuzer i odebrało ochotę na dłuższe odwiedziny tej twierdzy. zamek Fuzer w pochmurną pogodę  Do zamku prowadzą podobnie jak w Regec znaki we wsi do Fuzer-var. Poniżej wzgórza zamkowego znajduje się wielki parking, skąd jest już tylko kilka minut na zamek. Ta olbrzymia warownia inaczej niż w Regec jest odbudowana. Zamek ogrodzony jest murem, a wstępu na dziedzińce broni kasa biletowa wraz z centrum informacji. Tam też znajdziemy wystawy i eksponaty związane z historią tego miejsca. Jako, że nie przepadam zbytnio za zwiedzaniem tego typu zamczysk, zamienionych bardziej w muzea, obszedłem go tylko dookoła, nie wchodząc do środka. Postanowiłem wykorzystać pozostały czas dnia na wejście na najwyższy szczyt Gór Zemplińskich. Choć zamek wygląda cudnie z daleka, położony, na niedostępnym, zdawać by się mogło wzniesieniu, jest jak najbardziej do zdobycia, a przy dobrej pogodzie oferuje wspaniałe widoki na okolice. Mi to niestety nie było dane… zamek Fuzer na tle Gór Zemplińskich Usytuowane na szczycie wysokiej góry (552 metry n.p.m.) majestatyczne ruiny średniowiecznego zamku są naprawdę nie lada atrakcją pogranicza. Pierwotna warownia wzniesiona została tu prawdopodobnie już pierwszej połowie XIV wieku w miejscu dawnego drewnianego grodu obronnego. Twierdza ta stanowiła ważny element północnej linii umocnień obronnych kraju, chroniących go przed częstymi najazdami Tatarów. W XV wieku zamek stał się własnością możnego rodu Perényi, a niespełna wiek później przeszedł w ręce Stefana Batorego, który to z kolei przekazał go swej siostrzenicy Elżbiecie Batory. Na przełomie XV i XVI wieku miała miejsce pierwsza większa przebudowa warowni. To właśnie wtedy powstała m in. okazała wyniosła gotycka kaplica oraz pałacowe skrzydła mieszkalne. Mimo wielu najazdów, Turkom nigdy nie udało się zdobyć zamku, a w czasie ich panowania w murach twierdzy skrywano przez blisko rok królewską koronę! Częściowo odrestaurowany zamek otwarty jest od wtorku do niedzieli w godz. 9:00-16:00. zamek Fuzer z bliska Po nasyceniu oczu pięknym widokiem na architekturę, zapragnąłem udać się na łono natury. Z wioski Fuzer wychodzi szlak na Veľký Milič (węg. Nagy-Milic; 895 m). Szczyt górski w Górach Tokajsko-Slańskich na granicy słowacko-węgierskiej. To najwyższy szczyt węgierskiej części pasma. Na północnym stoku istnieje rezerwat przyrody Miličská skala, ale ze strony słowackiej na szczyt nie prowadzi żaden znakowany szlak turystyczny. Przy podejściu od południa też widoczne są jednak liczne ostańce skalne. W ogóle przyroda, upstrzona jesiennymi barwami wyglądała cudnie, czy to w dolinach, czy na szczytach. Dość wygodna droga prowadząca z podnóży zamku zamieniła się pod koniec wędrówki w stromy stok, który lekko zaszroniony dał mi się we znaki, zwłaszcza przy zejściu. Dodam jeszcze, że na początku drogi stoi ciekawy szałas ziemny, mogący służyć za schronienie przed deszczem. wieża widokowa na wierzchołku Kiss-Milic W pewnym momencie oddziela się ścieżka do Miličskiej skaly, nieopodal zamkniętego na cztery spusty budynku, ale ja ruszyłem prosto na szczyt, by zdążyć przed zmrokiem. Po wzmiankowanej już stromiźnie wszedłem na graniczny grzbiet, a po kilku minutach na wierzchołek, nazwany przez moją mapę z gps-u Kiss Milic. To był przedwierzchołek głównego szczytu, ale był atrakcyjniejszy, bo to właśnie tutaj stoi potężna drewniana wieża widokowa. Doskonale widać z niej zamek Fuzer w dole i pobliskie pasma górskie. Niestety z racji dużego zachmurzenia tego dnia zobaczyłem wszystko w sposób bardzo ograniczony. Po chwili byłem już na głównym wierzchołku Veľkiego Miličia. Szczyt jest niestety zalesiony, a wyróżnia się tym, że postawiono tu betonowy obelisk. Znajdują się też tu ławki i stoły dla odpoczynku. Wzdłuż granicy dołącza także zielony szlak, ale ja zmuszony byłem wracać z powrotem niebieskim. wierzchołek Wielkiego Milicia przed zmrokiem Niestety nie było czasu na dłuższy wypoczynek, bo robiło się już ciemno, a chciałem zejść jeszcze przy dziennym świetle po największej stromiźnie. To mi się udało, a potem kontynuowałem zejście na parking po własnych śladach przy świetle czołówki. Przy samochodzie zakończyła się moja kolejna węgierska przygoda. Dziękuję za miłe towarzystwo dzielnego Daniela. Po zjedzeniu szybkiego podwieczorku w aucie wyjechałem w kierunku Miszkolca na nocleg. Kolejne dni miały przynieść następne górskie i nie tylko wrażenia. O nich możecie już poczytać w tekstach o Lillafüred, Kekesie, Vilagos, czy Szalajce.  Opisałem swój długi weekend listopadowy nie wiem czemu od końca i na tym koniec mych węgierskich opowieści. zachód słońca na grani granicznej Niby niewysokie te góry mają nasi braci Węgrzy, ale jakże urokliwe. I choć większość ścieżek jest niezbyt uciążliwa znajdziemy tu również niezłe wyrypy. Przyroda chroniona w wielu miejscach, a zwłaszcza bukowe lasy prezentują się pięknie zwłaszcza jesienią, czyli w czasie, który ja wybrałem na tę podróż. Jeśli do tego dodamy mnóstwo atrakcji historycznych do zwiedzania, dziesiątki źródeł termalnych i jaskiń oraz słynne węgierskie wina na długie wieczory to wychodzi z tego całkiem niezły plan na dobrze spędzony weekend. Mi się udał, co do zamierzeń, choć pogoda popsuła zwłaszcza te widokowe plany. Przebywałem jednak te trzy dni w słynnych regionach winiarskich, więc smucić się nie było mowy… Miałem wieczorem odwiedzić jeszcze tego dnia Tokaj, ale brakło czasu. Czyli znowu optymistycznie napiszę, będzie po co wracać! Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia chronologicznej fotorelacji z opisanej wycieczki. A kto zechce niech polubi jeszcze moją stronę. Wystarczy kliknąć „lubię to” na dole, z prawej strony bloga…  Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Książki dla dzieci na święta

Ema Mija

Książki dla dzieci na święta

Nowe Audi A5 Coupé 2.0 TFSI quattro S tronic (2016) - zdjęcia

Autokult

Nowe Audi A5 Coupé 2.0 TFSI quattro S tronic (2016) - zdjęcia

Audi A5 Coupé 2.0 TFSI quattro S tronic - ewolucja do doskonałości

Autokult

Audi A5 Coupé 2.0 TFSI quattro S tronic - ewolucja do doskonałości

DLACZEGO USUNĘŁAM STARE POSTY? | OOTD

'DARIAA

DLACZEGO USUNĘŁAM STARE POSTY? | OOTD

Tydzień z Gadżetomanią #6. Polak, który wynalazł telewizję i najciekawsze premiery sprzętowe 2016 roku

Gadźetomania.pl

Tydzień z Gadżetomanią #6. Polak, który wynalazł telewizję i najciekawsze premiery sprzętowe 2016 roku

Sébastien Ogier i Ott Tänak zostali kierowcami M-Sportu

Autokult

Sébastien Ogier i Ott Tänak zostali kierowcami M-Sportu

qbk blog … photoblog

Gustowny zielony kapelusik

Gustowny zielony kapelusik czyli notka o Ekwadorczykach, Quilotoa Pan się wyłonił znikąd, gdzieś w okolicach Quilotoa Otavalo Canoa Dzieciak z Canoa Właścicielka baru w Quilotoa. W menu były świnki morskie – nie spróbowałem. Quilotoa, Pan który naprawiał drogę. Twierdził, że ma 85 lat, a trzyma się świetnie dzięki powietrzu i zupie na wodzie z jeziora. Tańce w Banos Tuż przed katedrą w Cuenca Mężczyzna ze szczotkami, Cuenca Dziewczyny z chipsami z banana, Cuenca Sprzedawca soków, Cuenca Dwie gracje, Cuenca Sprzedawczynie na targu w Otavalo Targ ze zwierzętami, Otavalo Otavalo Stara kobieta na targu w Otavalo Otavalo Ostatnie dwa zdjęcia pochodzą z muzeum Antigua Fabrica San Pedro, Otavalo. Ekwador, październik 2016

Recenzja Shadow Tactics. Gra logiczna przebrana za strategię

Gadźetomania.pl

Recenzja Shadow Tactics. Gra logiczna przebrana za strategię

Shadow Tactics jest na pierwszy rzut oka taktyczną grą czasu rzeczywistego, ale w praktyce okazuje się czymś całkiem innym.Czytaj więcej w Gadżetomania.pl

Z WIZYTĄ: OldtimerbazaR 11.2016

SZROCIAKI

Z WIZYTĄ: OldtimerbazaR 11.2016

Witam. Trochę mi się zapomniało o tej relacji, bo w międzyczasie miałem sporo rzeczy na głowie, niemniej już jest - będzie już teraz. Spóźniona o równo miesiąc, ale u końcu fury to fury. Nie śpieszyło mi się też z innych względów - skład samochodów na Oldtimerze nie podlega jakimś wielkim fluktuacjom, ale z drugiej strony nie wszyscy czytelnicy szrociaków są z Wrocławia. Żeby było ciekawiej to mam też dla Was kilka typowo bazarowych obrazków - może to zachęci niektórych do odwiedzin naszego pięknego miasta. No dobra - jedziem:Było zimnawo - Żigul robił z rana niezłą zasłonę dymnąWidzę, ze ludzie dalej nie kojarzą, także jeszcze raz - ten "drut" nie jest masztem pod flagę. Pomaga w manewrowaniu autem - zwłaszcza niewysokim JapończykomZ tego też rynku właśnie pochodziła ta soczysta SzejsetaJak dobrze, że zrobił się ruch na takie rasowe Szczury. Lamerskie "rosty" już chyba odeszły do przeszłości