Pierogowa Mama
Bajka.
Dawno, dawno temu żyła sobie mała dziewczynka.Choć włosy miała tak czarne jak krucze pióra, to serce tak jasne jak promyk słońca. Była niewinna i ufna do tego stopnia, że nie wierzyła w świat w, którym ktoś mógłby chcieć skrzywdzić drugiego człowieka.
Gdy nie siedziała zakopana w książkach czytając je po kryjomu do późnej nocy przy latarce pod kołdrą, biegała szczęśliwa z innymi dziećmi po podwórku śmiejąc się i krzycząc.
Ale najbardziej, najbardziej kochała muzykę, kochała tańczyć i śpiewać. Gdy nikt nie patrzył marzyła sobie ciuchutko o tym jakie kiedyś będzie jej życie i pewna była jak niczego, że będzie wspaniałe, tak jak wspaniałe skrzydła miały wszystkie jej marzenia.
Wzrok miała jasny i skrzący, pełen nieustannego zdziwienia i ciekawości. Codziennie wychodziła na spotkanie z drugim człowiekiem z serduszkiem na dłoni chcąc chłonąć jak najwięcej. Nie znała to co złość, smutek czy nienawiść. Obce jej były łzy. Zawsze widziała w innych to co najlepsze.
Minęły lata i Dziewczynka dorosła.
Wydała na świat pięknego chłopczyka o oczach jasnych i skrzących jak jej własne kiedyś, dzisiaj już trochę przygaszonych, zmęczonych.
Codzienność z nim sprawiała, że znów czuła się tą małą dziewczynką sprzed lat, szczęśliwą i beztroską. Mozolnie dzień po dniu, miłością i ufnością otwierał jej zatrzaśnięte przez cały ból jakiego doznała przez lata serce, aż znowu stanęło otworem jaśniejąc blaskiem i radością.
Była Królową swojego małego domowego pałacu, a on jej małym książątkiem, któremu nie winna była nic poza karmieniem miłością i nuceniem mu do ucha, że jest mały jak muszelka. Miłość szumiała jej w sercu jak morze podczas sztormu. Wabił ją swoim śmiechem jak syreny śpiewem wabiły żeglarzy na pewną śmierć na skałach. Lecz on nie przywoływał jej ku śmierci, on przywoływał ją ku życiu.
Widziała to wszystko, widziała siebie za parę lat wciąż tak samo kołysząc go w ramionach, widziała całą ich rodzinę starzejącą się razem, doświadczającą tylu dobrych rzeczy ile tylko los może przynieść. Widziała go z Ojcem oglądających filmy Disney’a – oczywiście najpierw Król Lew bo od żadnego innego nie można zacząć. Szkoła, studia, pierwsza dziewczyna. Wyobrażała to sobie i nagle wszystko czego w życiu doświadczyła, decyzje, które podjęła wydawały się mieć sens.
Czasem przypominała sobie, że jest tylko dziewczyną, młodą mamą, zmęczoną i przemaglowaną do tego stopnia, że nie pamięta już czy na pewno myła zęby tego ranka? Czy to jednak było wczoraj? Widziała swoje życie przez pryzmat prania i pieluch, przez pryzmat krzyku co dzwoni w uszach jeszcze na długo gdy ustanie.
I wtedy siadała w wełnianych skarpetach z kubkiem kakao w ręku i płakała, płakała za bajką, którą myślała, ze straciła.
Przychodził wtedy do niej, wspinał się na kolana i dotykał jej twarzy rączkami jak różdżką rzucając znów zaklęcie po którym wszystko za czym tęskniła wydawało się nie mieć znaczenia.
Bawili się całymi dniami, a ona mogła wypuścić ze swojego środka tę małą dziewczynkę, mogła mieć znowu serce na dłoni, być niewinna i ufna, znów mogła tańczyć i śpiewać beztrosko. Ale tylko przy Nim. Tylko on miał nad nią taką moc.
Jako mała dziewczynka wierzyła w bajki, wierzyła w magię, księżniczki i złe królowe, lecz z czasem zapodziała się jej ta wiara, zbyt skupiona na trujących jabłkach i złośliwych wiedźmach przeoczyła pocałunek prawdziwej miłości i nadzieję.
Nie rozumiała, że szczęśliwe zakończenie nie jest czymś ostatecznym, nie następuje nagle, ono się sączy jak promienie słońca przez szpary w chmurach. Przychodzi w rzeczach małych, jest delikatne jak muśnięcie piórka po policzku. Czasem myślała, że jest złoczyńcą w swojej własnej opowieści, lecz on tak po prostu wybuchał śmiechem na te jej złości, przeczekiwał niecierpliwości i pokazywał jej jak bardzo się myli.
W ten dzień, gdy leżała przy jego łóżeczku i poczuła jak zasypia zamykając piąstkę na jej palcu, wtedy zrozumiała, że magia istnieje, a szczęśliwe zakończenie jej bajki właśnie trwa.
Tej nocy śniła sny niewinne i szalone. Sny młodości. Już nie naznaczone tęsknotą. Lecz wolnością. A w uszach szumiało jej ostatnie zdanie ukochanych bajek.
„I żyli długo i szczęśliwie”.