MATKA PASJONATKA
Julia
Julia siedziała wpatrzona w monitor. Nie wiem już ile czasu. Na pewno na tyle długo by zapomnieć po co usiadła przed nim. Zapomnieć to co sprawiło, że łzy leciały ciurkiem po jej policzkach. Jakie to dziwne.... przestała czuć cokolwiek. Czy to za sprawą muzyki? Czy po prostu postanowiła znów się poddać?W końcu, ile można mówić sobie, że jest w porządku, jak nie jest. Nie było i nie będzie.Dziś próbowała z nim porozmawiać. Zapytała czy ma kilka minut. Choćby dosłownie dwie, jedną. To tak niewiele, że nawet zmęczony wszystkim człowiek, może taki czas podarować komuś innemu. Tym bardziej, komuś tak bliskiemu jak Julia. Przynajmniej tak jej się wydawało.Milczał. Naprawdę wolałaby by zaklął, by trzasnął ją w twarz chociażby, albo wyzwał od najgorszych. Nie ma nic bardziej upokarzającego jak chwila gdy ty oddajesz komuś serce a on nie ma dla Ciebie już nic.Ratować... co ratować ??? Nie ma już co ratować. Jak można odzyskać coś czego nie ma ? Serce tylko czuje inaczej, daje się rozrywać na milion kawałeczków, aż soki wypuszcza spod powiek, choć wolałyby pozostać suche.Tak zastałam Julię. Julię siedzącą przed monitorem, wpatrzoną w próżnię dosłownie, Julię która przestała być sobą.- Kim jesteś Julio? Kim jesteś....Cisza. Julia dała się jej omotać. Pozwoliła by zaistniała w jej życiu. Pozwoliła swoim krokom skierować się do łazienki. Pozwoliła swoim dłoniom obmyć się w lodowatej wodzie. Pozwoliła obolałym członkom, kwitnącym przez pół dnia w jednej pozycji, ułożyć się na nieogrzanej niczyim ciepłem pościeli. Nie pozwoliła sobie tylko zasnąć.Każdej nocy niemalże, nie pozwalała opadać powiekom, aż do powitania ze świtem. To chyba najgorsza kara, za niewinność przecie, najgorsza z możliwych - dać sobie trwać do poranku, by zasypiać ze świadomością, że jakikolwiek czas by nie zaistniał, nie doczeka się, nie spocznie, nie będzie nic. Tak samo każdego dnia, każdego poranku, każdego zmierzchy niewolnicą jest, z tymi kroplami rosy na rzęsach i tęsknym spojrzeniem.Julia przymyka powieki a jej ciało się unosi. Tak lekko powoli, uwolnione od dręczących myśli i skojarzeń. Dłonie podnoszą się, ociężale najpierw, potem nieco lżej i bezwiednie kierują się ku jej twarzy. Opuszkami palców poznaje Julię. Delikatnie muskając poliki, przemykając bezszelestnie po zagłębieniach szyi aż utopią się u szczytu nieśmiałych piersi. Te opadając w lekkim oddechu, jeszcze niepewne, lecz uwiedzione delikatnie unoszą się i odpływają w niewypowiedzianych szeptach. Lecz dłonie już coraz śmielsze, coraz bardziej bezwstydne, drążą w dół, delikatnie przemykając po nagiej skórze, do miesięcy opuszczonej i nie odkrytej. Julia drży, jakby chciała jeszcze uciec, umknąć tej chwili lecz nie śmie, nie poddaje się. Gdy jej dłonie docierają w dół, gdy już dalej nic więcej nie ma, gdy ciało wygina się w łuk i bezgłośnie opada , niczym kurz po wielkiej gonitwie, ciszę przerywa jedynie cichy skowyt. Tak jakby go nie było....a jednak jakby na sekundę świat cały się zatrzymał, jakby go Julia chciała jeszcze raz chwycić, zagarnąć, by już nigdy jej nie upuszczał. Zatrzymuje się ..... po czym zaczyna pędzić, prędzej, jak najszybciej, tak żeby już go nie zdołała dogonić, by pustkę jej pogłębić by do uległości większej skłonić.Julia zasypia samotna, bo już ramion nic nie otuli, i jeszcze tylko dotrze do niej cichy świergot porannych króli, lekki podmuch wiatru na rozgrzanej skórze..nim się ostatecznie skuli i odpłynie tam , gdzie nie zawsze sama być może, chwilę jeszcze.