Biszkopt z kremem z kwaśnej śmietany 18% i truskawkami

Uwielbiam gotować

Biszkopt z kremem z kwaśnej śmietany 18% i truskawkami

Dzisiejsza propozycja z pewnością przypadnie do gustu osobom zabieganym. Ciasto jest proste i błyskawiczne do przygotowania, poradzi sobie z nim każdy. To co nietypowe w tym cieście to krem z kwaśnej śmietany 18%, którą zazwyczaj dodaję się do wytrawnych dań.  Śmietana rozsmarowana w środku gorącego ciasta zamienia się w pyszny krem. Jest gęsta i smaczna - lekko kwaskowa (dodatek cukru pudru sprawia, że krem jest słodszy, przez co lepiej komponuje się z kwaśnymi truskawkami). Masa jest mniej kaloryczna niż kremy maślane czy te bazujące na słodkiej kremówce. Zachęcam do pieczenia :)  Przepis rodzinny   Biszkopt ze śmietanowym kremem i truskawkami[blacha o wymiarach 23 cm na 37 cm] Składniki: Biszkopt:6 jajek1 szklanka cukru1 szklanka mąki pszennej1,5 łyżki mąki ziemniaczanej1 łyżeczka proszku do pieczenia1,5 łyżki oleju słonecznikowegoszczypta soli Krem: 800 - 900 g  gęstej, kwaśnej śmietany 18 %1/2 szklanki cukru pudrutruskawkiDodatkowo:2 galaretki truskawkowe3 szklanki wrzątkutruskawki1. Biszkopt: Białka starannie oddzielam od żółtek. Białka miksuję ze szczyptą soli, pod koniec dodaję stopniowo cukier i ubijam na sztywną pianę. Do piany z białek dodaję po jednym żółtku i miksuję do połączenia. Następnie odkładam mikser, do jajecznej masy dodaję partiami przesianą mąkę pszenną, ziemniaczaną i proszek do pieczenia. Całość mieszam łyżką. Na koniec wlewam olej i dokładnie mieszam łyżką.Wylewam ciasto do wyłożonej papierem do pieczenia formy o wymiarach 23 cm na 37 cm, wyrównuję powierzchnię łyżką. Piekę w nagrzanym piekarniku ok. 25 - 30 minut w temperaturze 180*C aż boki ciasta zaczną odstawać od formy.2. Krem: Śmietanę przekładam do miski, dodaję przesiany cukier puder i dokładnie mieszam. 3. Gorące ciasto wyjmuję z piekarnika, zdejmuję papier i od razu przekrawam wzdłuż na połowę. Na gorące ciasto wykładam śmietanowy krem i pokrojone na cząstki kawałki. Wyrównuję powierzchnię i przykrywam drugim blatem ciasta. 4. Galaretki rozpuszczam w 3 szklankach wrzątku, odstawiam do ostudzenia. Na wierzchu ciasta układam przekrojone na pół truskawki. Zalewam tężejącą galaretką. Biszkopt wstawiam do lodówki na kilka godzin. Smacznego! :)

Przekładaniec bananowo-truskawkowy

Wypieki i Dania z Pasją

Przekładaniec bananowo-truskawkowy

Curry z owocami morza, kapustą pekińską i cukinią

Zgotowani

Curry z owocami morza, kapustą pekińską i cukinią

Giełda klasyków

Mazda 323 1985 – 28000 PLN – Wrocław

Zaledwie kilometr przebiegu w ciągu każdego roku? To zdecydowanie robi wrażenie. Fabrycznie nowych Mazd z lat 80-tych Klasyka Gatunku sprzedała już kilkanaście. Niegdyś zamknięty salon okazał się prawdziwą kapsułą czasu, z którego skarby rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Po zakupie tylko dylemat zostanie… jeździć czy zakonserwować i dalej trzymać w takim stanie? Ja bym jeździł […] Post Mazda 323 1985 – 28000 PLN – Wrocław pojawił się poraz pierwszy w Giełda klasyków.

Drożdżowe placki kasztanowo-gruszkowe

True taste hunters

Drożdżowe placki kasztanowo-gruszkowe

Ciasto daktylowe z kremem mascarpone i orzechami w karmelu

Milion Smaków

Ciasto daktylowe z kremem mascarpone i orzechami w karmelu

Autokult

Toyota zarezerwowała nazwę S-FR. Supra, czy to ty?

Toyota objęła ochroną prawną nawę S-FR. W związku z tym w Internecie zawrzało od spekulacji. Czy to długo wyczekiwany następca Supry?Czytaj więcej w Autokult.pl

Giełda klasyków

Peugeot 205 CTI Cabrio 1987 – 13000 PLN – Bełchatów

Choć w potocznym obiegu często się słyszy, że za zgrabne nadwozie 205-tki odpowiada Pininfarina, tak naprawdę jest to wewnętrzny projekt firmy. Włoska firma stylistyczna odpowiada jedynie za zgrabny kabriolet, taki jak w ogłoszeniu. Peugeot 205 CTI Cabrio to świetny sposób na stylowe przejażdżki, również z rodziną – tylna kanapa jest w pełni funkcjonalna, do dyspozycji […] Post Peugeot 205 CTI Cabrio 1987 – 13000 PLN – Bełchatów pojawił się poraz pierwszy w Giełda klasyków.

Pomelo i kolory

DZIEWCZYNKA Z GUZIKIEM

Pomelo i kolory

Pikantne krewetki po marokańsku

Filozofia smaku

Pikantne krewetki po marokańsku

MAMA TRÓJKI

Chodzi mucha po globusie i Przygody kropli wody

              Powrót do czasów dzieciństwa, kiedy w miejskiej bibliotece wypożyczałam książeczki . Muchę chodzącą po globusie pamiętam w mniej nowoczesnej odsłonie, prawdo podobnie pierwsze lub drugie wydanie. Mucha jest niezdecydowaną istotką, której jest za zimno, za mokro, za sucho, za gorąco... To niezdecydowanie owocuje wędrówką po całym globusie i zwiedzeniu świata. Wesoła, wierszowana

Zatańczyć? Tylko przy Disco Polo!

Martyna G

Zatańczyć? Tylko przy Disco Polo!

Giełda klasyków

Subaru Impreza Wagon WRX STI 2000 – 38000 PLN – Barcin

Koniec z zakazem rejestracji samochodów z kierownicą po prawej stronie. Od 29 maja można już rejestrować w Polsce samochody z Wielkiej Brytanii czy Japonii i nie muszą one należeć do kategorii „samochody zabytkowe”. To w końcu zamyka niezdrową sytuację, która poskutkowała zniszczeniem oryginalności wielu arcyciekawych modeli wyprodukowanych wyłącznie na wewnętrzny rynek japoński. Teraz sytuacja jest […] Post Subaru Impreza Wagon WRX STI 2000 – 38000 PLN – Barcin pojawił się poraz pierwszy w Giełda klasyków.

Lemoniada kwiatowa, z kwiatami czarnego bzu

Smaczna Pyza

Lemoniada kwiatowa, z kwiatami czarnego bzu

Autokult

Piekielny McLaren P1 od MSO (2015)

MSO, czyli McLaren Special Operations przygotowało kolejnego P1 na specjalne zamówienie.Czytaj więcej w Autokult.pl

Truskawkowa pianka bez pieczenia

Przepisy Aleksandry

Truskawkowa pianka bez pieczenia

Grillowane kotlety wieprzowe z chutneyem rabarbarowym / Grilled pork chops with rhubarb chutney

Karmelowy

Grillowane kotlety wieprzowe z chutneyem rabarbarowym / Grilled pork chops with rhubarb chutney

Lekki krem czekoladowy

Lekki brzusio

Lekki krem czekoladowy

Sernik na zimno z truskawkami

Ala piecze i gotuje

Sernik na zimno z truskawkami

Dorsz miodowo - kokosowy

Kruche Babeczki

Dorsz miodowo - kokosowy

Hej :)) Taki eksperyment ostatnio zrobiłam, a mianowicie zamarynowałam dorsza w miodzie i wiórkach kokosowych. Stał tak sobie chyba z godzinkę, potem zapiekłam w naczyniu żaroodpornym z dodatkiem masła klarowanego. Do tego ryż z kiełkami stir fry (mieszanka kiełków cieciorki, soczewicy i fasoli mung) i pomidorki koktajlowe. Ryba wyszła inna, nam smakowała :)Składniki:3 filety z dorsza1 łyżka mioduwiórka kokosoweryżkiełki stir frysólpieprzmasło klarowanepomidorki koktajloweDorsza najpierw oprószyłam solą i pieprzem, jak się całkowicie rozmroził, to go przepłukałam i zamarynowałam w miodzie i wiórkach kokosowych (u mnie stał tak godzinę). Następnie przełożyłam go do naczynia żaroodpornego, dodałam masło klarowane i zapiekła w piekarniku w 180 stopniach jakieś 30 minut. W międzyczasie ugotowałam ryż.Na patelni rozgrzałam odrobinkę masła, wsypałam kiełki i podsmażałam je jakieś 2 -3 minuty, doprawiłam solą, pieprzem i na koniec wsypałam do nich ryż. Wymieszałam. Na talerzu ułożyłam rybę, ryż z kiełkami i dodałam pokrojone pomidorki koktajlowe ;)

Śmignąwszy: kolejny piknik Dacii

BASISTA ZA KIEROWICĄ

Śmignąwszy: kolejny piknik Dacii

Gdyby ktoś zapytał mnie jak bardzo zalegam z niektórymi wpisami, jedyna odpowiedź, jakiej można by mu było udzielić, mogłaby zamknąć się w jednym słowie: haniebnie.Pora zatem nadrobić.Nigdy nie kryłem, że uważam Dacię za niezwykle sensowną markę. W dobie pogoni za ekobezpiecznym splendiżem na kredyt w krajach Unii chyba tylko ona oferuje produkt, który niczego nie udaje. Ma być tani, prosty w konstrukcji i użytkowaniu oraz praktyczny. I bardzo mi się to podejście podoba. Podobają mi się też same Dacie - a przynajmniej zaskakująco przyjemnie jeżdżący Duster, którego miałem szczęście zabezpieczyć na weekend w jednym z konkursów podczas zeszłorocznych dni otwartych pod hasłem "Rodzinny Piknik Dacii". Logan MCV i Dokker, którymi także miałem okazję się przejechać, również są niezłe, szczególnie w kategorii ilość przestrzeni za jednostkę monetarną, ale do całokształtu fajności Dustera nieco im brakuje. Z tym większą ciekawością wybrałem się na tegoroczny piknik Dacii celem sprawdzenia reszty gamy.I być może ustrzelenia kolejnej miłej wygranej.Na piknik udałem się tam, gdzie i w zeszłym roku - do salonu na Puławskiej, tuż przed samą granicą Warszawy. Znam już to miejsce i - nie kryję - lubię je. Spodziewałem się tłoku i kłopotów z zaparkowaniem, jednak okazało się, że jest jeszcze dość luźno. Korzystając z sytuacji w trybie natychmiastowym wkręciłem się na jazdę próbną modelem, który ze względu na swój charakter ciekawił mnie najbardziej, czyli vanem Lodgy.Dacia Logdy nigdy mi się szczególnie nie podobała. Jasne, van nie musi być piękny, najważniejsza jest jego przestronność, wygoda i praktyczność, jednak dość zwalista, pękata sylwetka Lodgy w połączeniu z niewielkimi kołami wygląda zwyczajnie niezgrabnie i nieproporcjonalnie. Jednak pojawienie się jubileuszowej, specjalnej edycji Celebration sporo poprawiło. Nie wiem, czy to sprawa autentycznie przepięknego, ciemnoniebieskiego lakieru, czy grafitowych alumiowych felg, ale van Dacii zaczął wyglądać zupełnie znośnie. Nadal nie jest to wybitne dzieło samochodowego designu, ale przynajmniej nie razi.Nie razi ani nie zachwyca także wnętrze. Nie zachwyca ze względu na typowe dla Dacii materiały - głównie tanie, skrzypiące plastiki. Budżetowość wyłazi z każdego kącika. Człowieka przyzwyczajonego do tanich aut nie będzie to raziło, jednak ktoś, kto miał okazję jeździć lepiej wykończonymi samochodami, może kręcić nosem. Inna rzecz, że nawet w topowej wersji Lodgy jest tańsza od podstawowych odmian większości konkurentów, a odmiana Celebration umila kontakt z autem choćby skórzanym poszyciem kierownicy i dźwigni zmiany biegów.Nie razi, gdyż zwyczajnie nie pozwala na to jego przestrzeń i wygoda. W Lodgy w zasadzie można zamieszkać. Miejsca jest mnóstwo, fotele - wystarczająco wygodne, zaś bagażnik można określić jedynie mianem przepastnego. Nawet w wersji 7-osobowej, ze złożonym trzecim rzędem siedzeń, usztywniany pokrowiec z basem wchodzi bez większych problemów. Niestety nawet w wersji z dwoma rzędami dalsza część bagażnika mogłaby być nieco za wąska na kolejne basiwa - jej szerokość ograniczają spore nadkola - jednak bez problemu wejdzie tu głowa w racku 4U (a nawet większym) i spora paczka 4x10.Testowanego vana napędzał podobny silnik, co Dustera, którym jeździłem w zeszłym roku, czyli uturbiona, benzynowa jednostka 1,2 - z tą różnicą, że w przypadku Lodgy moc była o 10 KM niższa i wynosiła 115 KM. Nie wiem, czy te 10 kucy stanowi aż tak ogromną różnicę, czy może van Dacii jest znacząco cięższy od SUV-a, ale dynamika Lodgy była odczuwalnie słabsza. Nie, nie była zła, ale do 125-konnego Dustera sporo jej brakowało. Co ciekawe, silnik był połączony z 5-biegową skrzynią, podczas gdy Duster TCe oferuje swemu woźnicy 6 przełożeń.Dobre wrażenie robi zawieszenie Lodgy - tradycyjnie u Dacii zestrojone z myślą o komforcie jazdy. Czyli tak, jak lubię. Miękko, przyjemnie, ale nie chybotliwie. Między innymi właśnie za te nastawy cenię Dacię - podczas gdy producenci prześcigają się w utwardzaniu układu jezdnego (tak, jakby rodzinny dupowóz miał służyć do upalania na torze), rumuńscy i francuscy inżynierowie skupiają się na tym, co jest najważniejsze w tego typu aucie, czyli wygodzie. Do dziś pamiętam, jak bezproblemowo Duster połykał popękane płyty na trasie 801 przed Celejowem. Dla porównania - skądinąd bardzo udane Suzuki SX4, którym jechałem tamtędy wczoraj, sprawiło, że czuję potrzebę udania się do kręgarza.Wszystko to składałoby się na naprawdę ciekawy samochód, gdyby nie jeden szczegół.Jak wiadomo, ludzie różnią się na rozmaite sposoby: wzrostem, długością kończyn, tuszą itd. Dostosowanie miejsca za kierownicą Lodgy do tych wszystkich różnic jest stosunkowo łatwe. Jednak przedstawiciele gatunku homo sapiens miewają również najróżniejsze rozmiary stóp. Są osoby, głównie płci pięknej, o stópce małej i drobnej, przypominającej niemalże (trudne słowo) kopytko). Są też ludzie o płetwie w rozmiarze skazującym ich na zakładanie kajaków zamiast obuwia. Ja sam z mym dość solidnym rozmiarem 44 mieszczę się w okolicach środka stawki wśród mężczyzn. Niby żadne ekstremum, jednak umiejscowienie pedału gazu w vanie Dacii sprawia, że operowanie nim jest torturą. Nie wiem, jakiej wielkości i kształtu stopę posiada człowiek, który stwierdził, że przytulenie pedału gazu do bocznej ściany konsoli środkowej tak, by niemal o nią ocierał, będzie dobrym pomysłem, ale podejrzewam dość interesującą anomalię.A szkoda, gdyż Lodgy, mimo pewnych niedociągnięć, oferuje naprawdę dużo za pieniądz, który woła za nią importer. Co z tego jednak, skoro człowiek o normalnej stopie nie dałby rady pojechać nią w trasę? Podsumowanie, czyli zady i walety:Dacia Lodgy, jak pozostałe samochody tej marki, można określić jak dużo żelaza za mało pieniędzy. No, mało jak na nówkę-salonówkę - dobrze wyposażona wersja Celebration TCe 115 wymaga pozbycia się 55 300 zł. Za tę kwotę otrzymamy bardzo przestronnego vana z tym, co przydatne, czyli klimą, elektryką i radiem, oraz tym, co całkowicie zbędne, czyli ekranem dotykowym na środkowej konsoli. Do tego dostajemy przepastny bagażnik i komfortowe zawieszenie. Całość byłaby naprawdę kusząca - gdyby nie ten cholerny, idiotycznie umieszczony pedał gazu...Plusy:* dużo samochodu za niedużo (relatywnie) pieniędzy* komfort jazdy* ogromny bagażnik* przestronne wnętrzeMinusy:* kretyńsko umieszczony pedał gazu* nieprzyjemne plastiki we wnętrzu* bagażnik jest nieco za wąski w większej części (odpowiednią szerokość ma przy samej klapie)Co nią wozić:Jak to 7-osobowy van, Lodgy przede wszystkim nadaje się na transport dla dużej rodziny. Ale da się przewieźć nią też sporo sprzętu. Ja sam widziałbym w niej Corta serii GB. A do tego zostaje jeszcze miejsce na głowę i paczkę.* * *To jednak nie był koniec atrakcji Rodzinnego Pikniku Dacii. Poza fantastycznymi krówkami, którymi obżarłem się jak wściekły, i konkursem, w którym oczywiście wziąłem udział (acz tym razem chyba bez sukcesu), w części serwisowej salonu można było natknąć się na symulator dachowania. Pozbawiony silnika i zawieszenia (koła na sztywno przytwierdzone do skorupy) Smart umieszczony był na czymś w rodzaju rożna. Oczywiście skusiłem się i......o kurdeż, jakie to jest nieprzyjemne. A przecież symulowane koziołkowanie było tu niezwykle płynne i łagodne. Można było organoleptycznie przekonać się, jak ważne jest prawidłowe zapinanie pasów. Generalnie - polecam symulator, zdecydowanie zaś nie polecam wywrotek w prawdziwym samochodzie na prawdziwej drodze.Jednak największą atrakcją tego typu eventów są zawsze jazdy próbne - przynajmniej dla mnie. A jako, że ludności nie było wiele a auta sobie stały, stwierdziłem, że w sumie czemu nie. A z aktualnej gamy Dacii pozostał już tylko jeden model, którym nie miałem okazji się przejechać - konkretnie zaś najmniejsze w gamie Sandero.Jak jeździ "zwykłe" Sandero mógłbym w zasadzie się domyślić - miałem już okazję przejechać się aktualnym Loganem MCV, czyli bliźniakiem najmniejszej Dacii, różniącym się od niej jeno dłuższą zadnią częścią. Jednak egzemplarz, który był dostępny, oferował nieco inne wrażenia - a to dzięki mocno podwyższonemu zawieszeniu.Taki mały paradoksik: blisko spokrewniony z Sandero Logan (oraz jego praktyczniejsza wersja MCV) jest jedynym modelem Dacii, który nie występuje w wersji Stepway. Samo Sandero zaś jest jedynym modelem, w którym ta wersja oferuje coś więcej, niż plastikowe nakładki na błotniki. Już podstawowa wersja legitymuje się sporym prześwitem, jasno wskazującym na to, że Dacie są projektowane z myślą o krajach, gdzie jakość dróg bardziej przypomina wojskowy poligon niż germańskie Autobahny. Jednak w podwyższony o 4 centymetry Stepway pokazuje wielu kilkukrotnie droższym SUV-om kącik, gdzie mogą się udać celem wstydzenia się. Choć tak naprawdę powinni się wstydzić ich konstruktorzy. Wnętrze - a konkretnie materiały w nim użyte - żadnego konkurenta niestety już nie zawstydzą.Tak samo, jak w Logdy, również w Sandero Stepway kierowcę i pasażerów wita morze taniego plastiku. Owszem, wszystko jest przyzwoicie zmontowane, jednak tworzywa, z których wykonana jest deska rozdzielcza czy boczki drzwi, są zwyczajnie nieprzyjemne. Sama deska zresztą jest niemalże identyczna z tą zastosowaną w Lodgy - główne różnice to konsola środkowa i oczywiście szerokość. Wskaźniki są już oczywiście te same.Znacznie lepsze wrażenie, niż materiały, robi przestronność. Po raz kolejny Dacia udowadnia, że można dostać sporo auta za niewielką kwotę. Miejsca nie brakuje ani z przodu, ani z tyłu. Przeciętnemu, statystycznemu nabywcy niewielkiego hatchbacka nie zabraknie również miejsca w bagażniku - 320 litrów to jeden z najlepszych wyników w klasie. Jeśli nie najlepszy. Niestety, na bas okazuje się to za mało - trzeba złożyć przynajmniej jedną część dzielonego oparcia. Do tego po położeniu powstaje spory stopień.Stepway, którym miałem okazję się bujnąć, miał pod maską ten sam turbodoładowany, trzycylindrowy silnik 0,9, który napędzał wcześniej testowane przeze mnie Logana MCV i Renault Captur. W Loganie sprawował się znośnie, w Capturze - beznadziejnie, zaś w Sandero okazuje się całkowicie wystarczający. 90 KM to niezbyt dużo na dzisiejsze standardy, jednak dość lekka Dacia nie potrzebuje większej mocy, by zupełnie sprawnie odpychać się do przodu. Niestety nie wiadomo, ile to odpychanie się będzie trwało - najzwyczajniej w świecie nie mam zaufania do nowomodnych jednostek o małej pojemności, z bezpośrednim wtryskiem i turbosprężarką. Tak uwielbiany nad Wisłą koncern VAG swoimi silnikami TSI udowodnił, że niestety jest się czego bać.Nie należy się za to bać zawieszenia Stepwaya - to ten sam klasyczny zestaw, czyli kolumny MacPhersona z przodu i belka skrętna z tyłu, co w zwykłym Sandero i pozostałych przednionapędowych Daciach. Jest to konstrukcja prosta, wytrzymała i tania w serwisowaniu, zaś w rumuńskich autach zestrojona z myślą o wygodzie pasażerów. Co prawda Stepway jest nieco twardszy, niż oparty na identycznym zawieszeniu Logan MCV, ale nadal zapewnia całkowicie satysfakcjonujący komfort. Nie jest to może poziom Dustera, ale powodów do narzekania nie stwierdzono.Podsumowanie, czyli zady i walety:Dacia Sandero Stepway to nieco dziwny wynalazek - niby jest to zwykły hatchback segmentu B z modnym zestawem akcesoriów stylistycznych, jednak swym niemal 20-centymetrowym prześwitem wygrywa z niejednym SUV-em. Jeździ nieźle, wygląda przyjemnie, niestety kosztuje trochę za dużo. 46 650 za Stepwaya Laureate to - mimo dość bogatego wyposażenia - więcej, niż spodziewalibyśmy się po Dacii tej klasy. W tej cenie można mieć już większego i wygodniejszego Dustera wyposażonego w kilka najpotrzebniejszych dodatków. I mając wybór, raczej bym się nie wahał.Plusy:* imponujący prześwit* przestronne wnętrze* sympatyczna stylistyka* niezły komfortMinusy:* cena* bagażnik, choć obszerny jak na ten segment, nie zmieści basu* badziewne plastiki we wnętrzuCo nią wozić:Jasne, można złożyć oparcie. Jasne, można spróbować z basem o krótkiej menzurze (tu pasowałby np. Squier Bronco) czy obrzynem. Jednak Sandero Stepway nie jest samochodem dla basisty. Lepiej oszczędzić i wybrać dobrze wyposażonego Logana MCV z ogromnym bagażnikiem lub za podobną kwotę zakupić Dustera.Z Dusterem jest jednak pewien problem: o ile do bagażnika przednionapędowej wersji bez problemu wchodzą 2-3 basy w pokrowcach, do auta z napędem na cztery koła, które akurat stało w salonie, usztywniany, piankowy pokrowiec już się nie zmieścił. A przecież różnią się tylko wysokością podłogi bagażnika. Dlatego pozostaje albo Duster 2WD (a SUV bez napędu na 4 koła ma nieco ograniczony sens - choć takim Dusterem jeździło mi się wyśmienicie) albo MCV.Acz niekoniecznie nowy.Wycieczka do salonu Dacii, poza możliwością karnięcia się dwoma przedstawicielami gamy rumuńskiego producenta, zaowocowała poznaniem dwóch przesympatycznych panów, którzy - tak jak ja - czytają Złomnika. I, jak się okazało, zaglądają również do mnie.A do pierwszego Emcefała bas wejdzie - ale tylko w wersji pięcioosobowej. Taka wystarczy.Do najbliższego się z Państwem.

Grillowana pita z serem halloumi

Prawo do gotowania z pasją

Grillowana pita z serem halloumi

Ciasto czekotruskawka

Poezja Smaków

Ciasto czekotruskawka

Co pasuje smakowo do truskawek? Czekolada, zawsze. Takie połączenie smakowe jest idealnym uzupełnieniem do kawy i takie połączenie znajduje się w dzisiejszym przepisie. Gorąco zachęcam do spróbowania, sezon na truskawki pewnie potrwa jeszcze tylko dwa tygodnie, jak nie krócej. Samo ciasto zaś warte jest grzechu :) Jest obłędnie czekoladowe i mocno owocowe. Nazwę dla ciasta wybrali obserwatorzy profilu bloga na Fabebook'u.Ciasto do bardzo trudnych nie należy. Biszkopt można zastąpić ciemnymi czekoladowymi biszkoptami, jeżeli ktoś obawia się domowych wypieków. Jednak przepis na spód czekoladowy jest pewny i pojawia się już na blogu któryś raz (np. tu) - jak sami widzicie wychodzi zawsze. Składniki na ciasto o tradycyjnych wymiarach, około 25x36 cm.Składniki na biszkopt:6 jaj1 szklanka mąki pszennej tortowej1 szklanka drobnego cukru2 duże łyżki kakaoBiałka oddzielić od żółtek. Mąkę pszenną przesiać wraz z kakao. Białka ubić na sztywno, ale krótko - ważne by ich nie "przebić". Cały czas miksując stopniowo dodawać łyżka po łyżce cukier, następnie żółtko, także jedno po drugim. Na końcu dodajemy także stopniowo mąkę.Piec w nagrzanym piekarniku 25 minut z termoobiegiem, temp. 160 stopni, na papierze do pieczenia. Po tym czasie wyjąć, zrzucić na podłogę (w formie) z około 30 cm. Ponownie wstawić do piekarnika pozostawiając uchylone drzwiczki, by stopniowo stygł.Dla tych którzy nie wiedzą:Rzucanie biszkoptu ma na celu wyrównanie ciśnienia wewnątrz ciasta, dzięki temu ciasto nie opada - WYCHODZI ZAWSZE. Szczerze? Bałabym się dodać proszek do pieczenia, gdyż to właśnie po nim najczęściej ciasta opadają. Pisałam o tym w przepisie na jasny biszkopt.Gdy biszkopt jest chłodny nasączyć go kawą z cukrem (pół szklanki wystarczy).Składniki na kremową warstwę:0,5 l śmietany kremówki 30 lub 36 %żelatyna spożywcza - 4 łyżeczki na 1/4 szklanki wody2 łyżki dobrego kakaocukier puder - 4 łyżkiŻelatynę rozrobić wg. opisu na opakowaniu w proporcji - 4 łyżeczki na 1/4 szklanki wody.Kremówkę ubić na bardzo sztywno, dodać stopniowo łyżka po łyżce cukier i kakao - stale ubijając. Na koniec dodać tężejącą żelatynę.Masę rozłożyć równo na biszkopt. Wstawić do lodówki. W czasie kiedy masa będzie tężeć, przygotować frużelinę.Frużelina truskawkowa:Składniki:80 dag czerwonych, dojrzałych i słodziutkich truskaweksok wyciśnięty z 1 cytryny2 łyżki mąki ziemniaczanej (rozpuszczone w 100 ml zimnej wody)2 łyżki żelatyny namoczonej w 1/4 szklanki zimnej wodycukier - pół szklanki lub więcej w zależności od słodyczy truskawek.Truskawki umyć, podzielić na pół, lub większe na cztery części. Włożyć do garnuszka, dodać cukier. Włączyć palnik, podgrzewać aż cukier się rozpuści. Dodać sok z cytryny oraz mąkę, stale mieszając doprowadzić do wrzenia. Wyłączyć panik, dodać żelatynę, całość wymieszać i odstawić by przestygła.Wyłożyć na ciasto kiedy frużelina jest już prawie zimna - jednak musi dać się jeszcze mieszać, czyli przed ostatecznym stężeniem.Schłodzić. Przechowywać w lodówce.Smacznego! :)

Młoda kapusta z kminkiem

Stare Gary

Młoda kapusta z kminkiem

Tajniki mojej blogowej i instagramowej fotografii (sprzęt, obróbka i wiele innych)

FIKI BLOG. Z PASJĄ DO ŻYCIA

Tajniki mojej blogowej i instagramowej fotografii (sprzęt, obróbka i wiele innych)

Trekking do wiosek mniejszości etnicznych w północnym Laosie

mpk poland

Trekking do wiosek mniejszości etnicznych w północnym Laosie

Szał książkowych zakupów – wishlista

TYGRYSIAKI

Szał książkowych zakupów – wishlista

Szynka z dzika - peklowana i pieczona

Smakołyki alergika

Szynka z dzika - peklowana i pieczona

Bajkorada

Makaron z tuńczykiem i oliwkami

Tym razem w cyklu Viva la pasta! przedstawiamy z Aleksandrą z Moja Toskania dwie różne potrawy, które łączy jedno - trójkolorowy makaron.Moje kolorowe świderki podałam z tuńczykiem i oliwkami. Tuńczyk z zalewy z oliwy (sprzedawany w słoikach) smakował wybornie.Obiad powstał w 15 minut, a był naprawdę pyszny.Składniki:400 g makaronu trójkolorowego świderkisłoiczek oliwek zielonych200 g tuńczyka w oliwie1 średnia cebula ząbek czosnku2 łyżki oliwysuszone oregano (około 1/3 łyżeczki)pieprzMakaron ugotować al dente. Cebulę pokroić w drobną kostkę. Razem z posiekanym czosnkiem zeszklić na oliwie, dodać oregano. Dodać kawałki rozdrobnionego tuńczyka oraz kilka łyżek oliwy (zalewy). Dodać odsączone oliwki. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Całość wymieszać z makaronem. Zapraszam do obejrzenia trójkolorowego makaronu przyrządzonego przez Aleksandrę w Toskanii. 

Frytki z selera

Mój kulinarny pamiętnik

Frytki z selera