Makowa sama w Warszawie, czyli zamiast radości z rodzinnego wyjazdu – morze łez

Makóweczki

Makowa sama w Warszawie, czyli zamiast radości z rodzinnego wyjazdu – morze łez

Znacie to uczucie, kiedy budzicie się w nocy i wiecie, po prostu wiecie, że wieczorem lub wcześniej czegoś nie zrobiłyście, coś nie zostało wykonane lub jest zrobione nie tak jak powinno. Nie wyjęłyście kurczaka z piekarnika, a miał się piec tylko do 22-gej. Pranie zostało w bębnie do rana. Nie zmyłyście maseczki z twarzy lub Wasze dziecko ma na 100% nieodrobioną pracę domową. Ta myśl Was wybudza, jakby mózg podświadomie zorientował się poniewczasie, że coś jest nie tak, ułożył to w całość i wysłał alert. We czwartek w nocy zbudziłam się ze świadomością… że nie mam dowodu. O 4 rano mieliśmy ruszać na lotnisko, a potem na nasze wymarzone zimowe wakacje na Teneryfie. Skąd mój mózg był taki genialny? Dowód noszę zawsze w portfelu. Nigdy go nie przekładam i nie gubię. Musiałam odnotować jego nieobecność od czasu powrotu z Francji przy jakiś zakupach. Francji! I tu od razu popadłam w totalny szloch. Zgubiłam go we Francji! A dokładniej na pokładzie samolotu. Moje wytężone zwoje mózgowe ostatni zapis kontaktu z dowodem odnotowały przy wejściu na pokład samolotu Paryż- Waw. . . . W przeddzień myślałam jak będzie wyglądał ten poranek. Dzieciaki zawsze są takie podekscytowane wyjazdem, że wieczorem  nie mogą zasnąć. Budzę je potem w środku nocy z uśmiechem, hasłem: „Maluszki! Ruszamy na lotnisko”. Wstają wtedy uśmiechnięte i od razu skokiem na równe nogi. Normalnie musiałabym je za nogę ściągać pięć godzin później, ale hasło ‚wakacje’ jest magicznym zaklęciem. Wszyscy krzątają się z uśmiechem i nikt nie narzeka na swoje 3-5 godzin snu. No więc nic takiego nie wydarzyło się tym razem. Ja szlochałam. Wojtek na mnie pokrzykiwał, żebym przestała, bo na pewno zaraz dowód znajdziemy! A ja wiedziałam, że to się NIE STANIE! Wiedziałam! Po pierwsze, niestety w naszym domu jest tak czysto i porządnie, że gdzie niby mielibyśmy go szukać, w lodówce czy w praniu? Po drugie ta myśl, że ostatni raz miałam go w ręce w tym samolocie… Jak osioł juczny z  trzema torbami i pięcioma reklamówkami, bo prezenty dla dzieci i winko dla męża i makaroniki-  sroniki… i miejsca już na bagaż nie było nigdzie, tylko pod nogami, więc wepchnęłam pewnie gdzieś ten dowód… i mi wypadł. Wojtek zarządził, że bierzemy ze sobą mój przeterminowany paszport, ksero dowodu, prawo jazdy i może jakimś cudem mój oryginalny dowód czeka na lotnisku, bo został znaleziony na tym pokładzie. W każdym razie ruszamy, bo mamy już godzinę opóźnienia. Działały głównie instynkty. W takich chwilach nie ma możliwości na dokładne przemyślenie sprawy. Zdążyłam tylko zadzwonić na policję i dowiedzieć się, że zagubione dowody trafiają do Urzędy Miejskiego. Maks zbudził się  słysząc mój płacz. Wiecie, że należę do mam ‚powiem prawdę’, więc pokrótce wyjaśniłam Maksowi, że nie mam dowodu i bez tego mogą mnie nie wpuścić na pokład samolotu. Makulindo popadł w spazmy, że jak tak to on nie jedzie! On nie chce bez mamy… Zbudziłam Lenkę. Naprawdę starałam się uspokoić i jakoś sensownie podejść do tematu, ale kiedy ją zobaczyłam i przypomniałam sobie wszystkie nasze ostatnie rozmowy – jej marzenia o skokach do wody z mamusią, o jedzeniu lodów, spacerach nad morzem… rozsypałam się i było pozamiatane. Lenka zaraziła się moim stanem i mieliśmy taki obraz – skupionego Wojtka, próbującego zapakować wszystko co potrzebne, zapłakaną mnie, przepraszającą i ubierającą dzieci i maluchy w totalnych spazmach. Lenka dusiła się nam dosłownie z płaczu :/ W aucie Pan Tata zarządził, że koniec beczenia, myślimy pozytywnie, na pewno coś wymyślimy. Ale dla odmiany on nie chciał rozmawiać o żadnych opcjach innych niż ta, w której uda mi się lecieć na prawie jazdy lub skanie dowodu. Ja wiedziałam, że to niemożliwe… Była piąta rano i nie mieliśmy wiele opcji pozyskiwania informacji. Dzwoniliśmy do obsługi lotniska, która kazała nam się kontaktować z trzema różnymi numerami na których przez 3 godziny nikt nie odbierał. Lotnisko Chopina, szacun. Konkurs na najgorszą obsługę klienta przypadł Wam… choć szybko zostaliście zdetronizowani, ale o tym później. Zaczęliśmy poważne rozmowy. - Kochanie… Ja nie polecę. Proszę Cię leć z dzieciakami. One tak o tym marzyły! – Nie ma mowy! Jesteśmy rodziną. Nie polecimy bez Ciebie. Jesteśmy spakowani, mamy wiele opcji do wyboru – Tropical Island na przykłąd. Będziemy tam szybciej niż na Teneryfie. Argumentów miałam wiele. Przecież ja sama jeżdżę non stop z dziećmi i jakoś sobie radzę. Wakacje były już opłacone. Dzieci tak czekały. PT twierdził, że to one nie będą chciały lecieć beze mnie, więc kiedy domówiliśmy się, że decyzję zostawimy im maluchy orzekły: - Będziemy do Ciebie dzwonić mamusiu! – I kupimy Ci prezent! Ucieszyłam się wtedy najszczerzej, że dzieci mają taką więź ze swoim ojcem, że na luzie chcą lecieć z nim na tydzień na koniec świata. Nie każda rodzina może się tym poszczycić także tą pewnością, że mąż na luzie sobie poradzi. Cienia wątpliwości co do tego nie miałam. O godzinie 7:30, na rogatkach Warszawy zadzwoniłam do Urzędu Miejskiego. Miła Pani wyjaśniła mi, że dowód który trafia do nich jest od razu przecięty i muszę wyrobić nowy. Tak czy siak… nie lecę. Klamka zapadła. Wtedy popłakałam się jeszcze raz, ze zwykłego smutku. Oni lecą.. ja zostaje. Sama, w deszczu, zimnie. Miałam wizję chlania wina od świtu do nocy… Serio :P Kiedy wszystkie opcje były wyczerpane i zostało ustalone, że ekipa leci beze mnie, Wojtek przypomniał sobie, że wyrzucał moją kartę pokładową z lotu z Francji i żebym zadzwoniła do moich rodziców i oni pobiegną i przeszukają śmieci. Lol.. 2 tygodnie śmieci vrs. mój dowód. To była misja niewykonalna ale wykręciłam numer. Drżącym głosem zaczęłam mówić tacie, że spokojnie, wszyscy żyją.. ale chyba ja nie lecę, bo nie mam dowodu. Na co mój tata, najbardziej spokojnym i luzackim tonem rzekł: - Córcia, Twój dowód leży u nas na komodzie. [ beczę nawet jak to piszę ] Zaczęłam tak płakać, że tata się przestraszył i zaczął od razu przepraszać a ja nie wiedziałam co zrobić to się rozłączyłam. MIAŁAM DOWÓD!!! Nie przecięty w Urzędzie Miejskim, nie w śmieciach, nie na lotnisku czy w innym samolocie. Był u taty w domu. Leżał, czekał, sprawny i cały. Mogłam DOLECIEĆ. Oczywiście jak tak płakałam jak szalona to przestraszyłam dzieci, więc one też się popłakały, ale szybko wyjaśniliśmy im, że to dobra wiadomość. Dolecę do nich dnia następnego. Nie wiem jak, gdzie i skąd ale MOGĘ! Będziemy razem… Dowiedziałam się tego 15 min. przed lotniskiem. Szybko wyszukałam loty – było ich z Wawy do wyboru do koloru, z przesiadką oczywiście. Przepakowałam sobie walizkę ale szybko przemyślałam, żeby lepiej ją nadać i zostać z bagażem podręcznym. Wpadliśmy na lotnisko 15 min. przed finalnym wywoływaniem. Dałam dzieciom tylko buziaka. Dosłownie! Maluchy radosne, uśmiechnięte i podekscytowane pobiegły do odprawy. A ja zostałam sama. I poryczałam się tysięczny raz tego dnia. Stanowczo nie ostatni.. . . . . Resztę już mniej więcej znacie. Tatuś dowiózł dowód przepraszając mnie po stokroć. Nie byłam zła bo żadna to jego wina. Wiecie jak dowód trafił do moich rodziców? Maks strasznie chciał odebrać jakąś przesyłkę, bo czekał na robota Gigo. Wpadł do nas mój tata i Maks ubłagał go, żeby pojechali po przesyłkę. Ja wtedy pracowałam czy robiłam coś ważnego i odruchowo wysunęłam z portfela dowód i dałam chłopakom. Byłam tak zajęta, że mój mózg nie dokonał zapisu. Nie dzwoniłam do rodziców w nocy przed wyjazdem, bo nie chciałam ich martwić… Zanim dojechał do mnie dowód kupiłam sobie bilet na dzień następny z przesiadką w Berlinie. O 14 miałam być na miejscu. Niecałą dobę później. Zabookowałam sobie hotel obok lotniska. Kupiłam podstawowe produkty na 1 dzień – bieliznę, kosmetyki, szczoteczkę do zębów. Z nudów łaziłam po galeriach non stop szlochając. Poszłam na komedię do kina.. nie pomogło. Pół przebeczałam. O 21 do hotelu przyjechała Angelika (ugotowani.tv) i to była najlepsza rzecz jaka mnie spotkała tego dnia. Z nią nic nie było już takie smutne i straszne. Choć zasnęłam jej po 1,5 godz. niemrawego gadania, czułam się bezpiecznie <3. Zamówiłam budzenie na 3, bo o 4-tej miałam być na lotnisku, a musiałam jeszcze zostawić auto na strzeżonym parkingu. Potem już poszło gładko – odprawa, lot (przespałam), druga odprawa, lot (3/4 przespałam.. chyba mi stres odchodził). Taksówka i.. moje myszki już takie Hawajskie! <3 Szybko pokazali nam nasz apartament, baseny, okolicę. A wieczorem zaprosili mnie na uroczystą kolację, radosną! Bo byliśmy znowu wszyscy razem… Rano temat już nie istniał. Była tylko radość z ciepełka i wspólnie spędzonego czasu…

Giełda klasyków

Mercedes 300 SE W126 1990 – 51000 PLN – Poznań

Kiedy sprzedałem pierwszego, nie wierzyłem, że uda mi się znaleźć równie dobrą sztukę… jednak ten Mercedes 300 SE W126 jest w każdym aspekcie odrobinę lepszy. Silnik ten sam – optymalny do codziennej jazdy. Wnętrze – zachowane równie doskonale, choć tym razem czarne. Przebieg – jeszcze niższy, zaledwie 113 tys. km. Wyposażenie – bogatsze, z automatyczną […] Post Mercedes 300 SE W126 1990 – 51000 PLN – Poznań pojawił się poraz pierwszy w Giełda klasyków.

Krem z warzyw z rosolu

Mój kulinarny pamiętnik

Krem z warzyw z rosolu

Fotograf przypadkowo napotkał brazylijskie plemię, które nigdy nie miało kontaktu ze współczesną cywilizacją

Fotoblogia.pl

Fotograf przypadkowo napotkał brazylijskie plemię, które nigdy nie miało kontaktu ze współczesną cywilizacją

Bye Bye

Ema Mija

Bye Bye

Carving - sztuka rzeźbienia w warzywach i owocach

Zapach Domu

Carving - sztuka rzeźbienia w warzywach i owocach

We wrześniu miałam przyjemność wzięcia udziału w warsztatach "Carving-sztuka rzeźbienia w warzywach i owocach" prowadzonych przez firmę Impresja Smaku z Koła.Warsztaty odbyły się w ramach Festiwalu Rzemiosła w Pleszewie.Wrażenia? Piękna sprawa. Rzeźba z dyni, cukinii, melona, arbuza ... Pokaz przygotowany przez Marię Krysiak to wspaniałe wrażenia dla oczu. Dzięki zdjęciom możecie troszkę nasycić oczy ;)W ramach warsztatów wyrzeźbiłam pierwszą cukinię. Wielka satysfakcja :)

zupa oczyszczająca

Smakołyki alergika

zupa oczyszczająca

Journalistka

BALETNICE W SWOICH SYPIALNIACH

Choć fotografie nie do końca są w moim stylu, uznałam, że warto się nimi podzielić. Bardzo lubię niewyreżyserowane zdarzenia i bohaterów w ich naturalnym środowisku, czyli fotoreportaże. Fotografie są autorstwa Daniel Dahnela, fotoreportera z NY, pracującego dla The Huffington Post.

Journalistka

BALLERINY W SWOICH SYPIALNIACH ©Daniel Dahnel

Choć fotografie nie do końca są w moim stylu, uznałam, że warto się nimi podzielić. Bardzo lubię niewyreżyserowane zdarzenia i bohaterów w ich naturalnym środowisku, czyli fotoreportaże. Uważam, że obok nas jest mnóstwo historii do opowiedzenia, szczególnie w fotografiach. Pamiętam, jak na dziennikarstwie mieliśmy warsztaty z śp. Teresą Torańską, która była dla nas polską Orianą Read More

Hyper Clack Tactile Mechanical Keyboard: klawiatura dla fanów oryginalnego SNESa

Gadźetomania.pl

Hyper Clack Tactile Mechanical Keyboard: klawiatura dla fanów oryginalnego SNESa

TU TERAZ

Potrącenie na Politechniki. 24-letnia kobieta w szpitalu [ZDJĘCIA]

Wypadek na al. Politechniki w Łodzi. 24-letnia kobieta potrącona na pasach. Więcej informacji

TU TERAZ

Świąteczne zdjęcia przy woonerfach w Łodzi [ZDJĘCIA]

Łodzianie, którzy w poniedziałek (26 grudnia) wybrali się na spacer ulicą Piotrkowską, mogli skorzystać z usług fotografa magistratu – ten przy łódzkich woonerfach wykonywał spacerowiczom [...]

TU TERAZ

Laniakea. Wystawa Bogdana Korczowskiego w Łodzi

W Galerii Re:Medium (ul. Piotrkowska 113) do 10 stycznia można oglądać wystawę „Laniakea” Bogdana Korczowskiego. Więcej informacji

TU TERAZ

Chanuka w Łodzi. W czwartek zapalą świece

W czwartek, 29 grudnia, od g. 18, Centrum Dialogu im. Marka Edelmana razem ze Stowarzyszeniem Żydowskim Cukunft z Wrocławia zaprasza na zapalenie świec w ramach [...]

TU TERAZ

Manufaktura zachęca do krwiodawstwa. Oddaj krew i odbierz upominek

Manufaktura zachęca do krwiodawstwa. Na rynku stanie autobus Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. Więcej informacji

TU TERAZ

Kraków. Drugi Dzień Świąt na Rynku [ZDJĘCIA]

Tłumy odwiedzających spędzają drugi dzień świąt na Targach Bożonarodzeniowym. Więcej informacji

TU TERAZ

Krakowianie i turyści odwiedzają szopki w kościołach [ZDJĘCIA]

Mieszkańcy i turyści oglądają piękne szopki w krakowskich kościołach. Więcej informacji

TU TERAZ

Żywa Szopka u Franciszkanów przyciąga tłumy [ZDJĘCIA]

Drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia zgromadził na wspólnym kolędowaniu u oo. Franciszkanów tłumy uczestników. 26 grudnia kolędowanie rozpoczęli o godz. 14.00 bracia franciszkanie. Po nich [...]

TU TERAZ

Lara Fabian odwołuje koncert w Krakowie

Słynna belgijska piosenkarka, Lara Fabian odwołała swój koncert w krakowskiej Tauron Arenie. Powodem są zmiany planów managementu artystki oraz organizatora koncertu. Więcej informacji

TU TERAZ

Moje święta: Monika Ptak

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, na łamy tuWroclaw.com wraca dobrze wam znana „ankieta świąteczna”. Między innymi o to, jakie są ich wymarzone święta bądź prezenty zapytaliśmy znanych wrocławian. O swoich świętach [...]

delikatny puszysty sernik

Miód i Pieprz

delikatny puszysty sernik

Sernik Okres Nowego Roku to czas niezwykły i jest również czas na delikatny i puszysty  sernik. O wyjątkowym smaku pochodzącym z dobrego twarogu, oraz masła i o niezwykłym zapachu wanilii i rodzynek.składnikikruche ciasto ( spód i wierzch)350 g mąki1 łyżeczka proszku do pieczenia1/2 szklanki cukru100 g masła2 jajka1 żółtkomasa sernikowa1 kg  dobrego sera twarogowego z wiaderka250 g mascarpone1,5 szklanki cukru5 białek jaj8 żółtek3 łyżki mąki ziemniaczanej150 g  masła 2-3 łyżki cukru waniliowego 1/2 szklanki rodzyneksposób przygotowaniaDo misy wsypujemy mąkę, proszek do pieczenia i cukier, następnie dodajemy  masło i siekając nożem łączymy na jednorodną masę.Teraz do mąki i masła dodajemy dwa całe jajka i jedno żółtko i całość wyrabiamy na gładkie ciasto, po czym odkładamy je na 40-60 minut do lodówki.Połowę schłodzonego ciasta wałkujemy i  wykładamy nim spód tortownicy (najlepiej dodatkowo wyłożony pergaminem).Rozbijamy jaja i oddzielamy żółtka od białek. Do sporej misy wkładamy żółtka i ucieramy je razem z cukrem, następnie do misy partami przekładamy ser twarogowy ( z wiaderka i mascarpone ), oraz  masło o temperaturze pokojowej. ( cały czas intensywnie mieszając)Białka jaj ubijamy na sztywną pianę i dodajemy do serowej masy, całość delikatnie ze sobą mieszamy,  dodając  mąkę  ziemniaczaną, cukier waniliowy, oraz rodzynki ( wcześniej namoczone i odcedzone na sicie)Masę  przekładamy do tortownicy, wierzch sernika dekorujemy pozostałą częścią kruchego ciasta ( układając je na przykład w formie kratki) i całość wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 185 stopni.W tej temperaturze pieczemy ciasto przez pierwsze 50 minut. Następnie  zmniejszamy temperaturę do 160 stopni i pieczemy sernik przez dalsze 25-35 minut. Upieczone ciasto całkowicie studzimy, a następnie dzielimy na porcje i podajemy.

BAKUSIOWO

Fakty i mity

Dzisiejszy wpis powinnam zacząć od owacji na stojąco. Dla nas wszystkich. Bo na przestrzeni ostatniej dekady, nasza wiedza na temat tego co kupujemy urosła z poziomu zero do poziomu „o ja cie!”. Szczególnie w kwestii produktów spożywczych. Obstawiam, że tak samo jak ja, podczas zakupów, przepadasz między sklepowymi półkami na długie godziny i szczegółowo studiujesz […] Artykuł Fakty i mity pochodzi z serwisu Bakusiowo.pl | Najpopularniejszy blog parentingowy w Polsce.

ALE MAMO!

I po świętach

Nieco inaczej obchodziliśmy w tym roku święta, bo tym razem Kluska stwierdziła, że palma z ozdobami nie ma magii i trza było wykombinować zielone drzewko. Zastanawiałam się między sztuczną a w doniczce. Wybrałam tę ostatnią, bo w piwnicy brakuje już miejsca, a doniczkową jest nikła szansa ukorzenić na nowo w większej donicy z nową ziemią, a potem wysadzić na podwórku. Może się uda.Co do reszty, miałam wielki plan choinkę ubrać ozdobami wspólnie robionymi z dzieckiem. Częściowo się udało, to znaczy np. narysowałyśmy skrzata i potem go robiłam wg projektu kolorystycznego Kluski. Łatwiejsze ozdoby pomagała mi kleić i wycinać. W międzyczasie przypomniał mi się genialny patent na szybki łańcuch z krepiny, tj. obcinanie jej końców grubości 0,7cm i oplecenie nim drzewka. Roboty minuta, a efekt moim zdaniem bardzo fajny.Nie robiłyśmy nic ambitnego, bo chodziło o frajdę, a nie efekt. Zresztą nadal coś tam czasem powycinamy i dorzucimy, na zdjęciach jest tylko ułamek, bo ciemno i mi fotki nie wychodzą. Dużo ich nie było, bo Klusię ma cierpliwości niewiele i łatwo się wkurza. Więc trzeba było na raty i szybko.Co jeszcze. Trochę ostatnio chorowaliśmy. Na tyle porządnie, że Kluska niestety skończyła na antybiotyku. Wiele nocy z gorączką i postępujące zapalenie oskrzeli. Może ciut na wyrost, ale groziły nam święta w szpitalu, więc wolałam tak. Czasem trzeba. Zadziałał błyskawicznie i do świąt młodzież była zdrowa. Niestety zaraziła wujka, babcię i na koniec mnie, więc nieco umieraliśmy na gardło. Mnie się chyba udało ominąć oskrzela, babci i wujkowi niekoniecznie. Paskudna bakteria i paskudna pogoda. Najlepiej nie wyściubiać nosa za drzwi. Ale że ostatnio biorę udział w akcji liczenia choinek z lampkami na wycieczkach rowerowych, to dość często wychodzę pojeździć nocą. Co oznacza czasem jazdę w strugach deszczu. Ale mam nową, dobrą lampkę, więc nie narzekam.A od jutra powrót do normalnego kieratu, Kluska do przedszkola (ciekawe ile tym razem pochodzi), ja do pracy i jakoś trzeba dotrwać do końca roku. ;)

Mama inspiruje

PODRÓŻE Z DZIECKIEM – JAK SIĘ DO NICH PRZYGOTOWAĆ

Włóczykijstwo mam we krwi. Moich rodziców zawsze coś po Polsce gnało.  Zawsze byli ciekawi co fajnego można by tu zobaczyć Artykuł PODRÓŻE Z DZIECKIEM – JAK SIĘ DO NICH PRZYGOTOWAĆ pochodzi z serwisu .

Święta święta i po świętach.

Nieperfekcyjna Pani Domu

Święta święta i po świętach.

POSZLI-POJECHALI

Małe Karpaty, Słowacja – pocztówki z podróży

Jadąc w Małe Karpaty, zupełnie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Słowację dopiero zaczęliśmy odkrywać. Znamy ją głównie z widoków Tatr i Pienin. Dni Otwartych Piwnic były doskonałą okazją, by przekonać się na własne oczy, jak piękny jest to region Słowacji. Powinnam była pewnie nazwać ten post Artykuł Małe Karpaty, Słowacja – pocztówki z podróży pochodzi z serwisu Poszli-Pojechali.

OOTD - BLACK HAT | Broods - Bridges

'DARIAA

OOTD - BLACK HAT | Broods - Bridges

DWA PLUS CZTERY

Uśmiech dziecka jest miarą mojej doskonałości

Jestem mamą czwórki. Jestem nieidealną mamą czwórki. Jestem zwyczajną mamą czwórki. Po prostu jestem. Jaka? Dumna z tego, że nie jestem idealna. Nie przeczytałam poradników. Nie chodziłam na kursy i szkolenia. Wszystko co wiem (i to czego jeszcze nie wiem) zawdzięczam moim dzieciom. To dzięki nim wiem, żę to co robie, robię dobrze – bo oni są szczęśliwi. Czasami mam w domu armagedon. Wszyscy naraz krzyczą, a ja staram się przekrzyczeć ich. W chwili zwątpienia wyciągam broń ostateczną: „Kto chce oglądać bajkę?!” Tak,  ja puszczam moim dzieciom bajki i od czasu do czasu pozwalam grać na konsoli. Wole, żeby robiły to przy mnie, niż chowały się u kolegów. Nie oszukujmy się, nikt z nas nie ma ochoty na układanie puzzli czy przebieranie lalek o 6 rano w sobotę. Ja osobiście na pewno nie mam i pomimo, że każdy idealny rodzic wstałby razem z dzieckiem i ułożył puzzle składające się z 1500 kawałków, to ja chcę dalej spać. Właśnie dlatego w soboty króluje – puśćcie sobie bajkę i dajcie nam proszę chociaż 20 min jeszcze. Ta „bajka” to mój przyjaciel. Potrzebuje jej w wielu momentach mojego życia, takich jak „muszę posprzątać, muszę popracować, muszę posiedzieć chwilę bezczynnie.”. Bajka daje mi szczęście. GOTOWANIE Rzadko to robimy. W tygodniu moje dzieci dokarmiają placówki edukacyjne, a W weekendy dokarmia je ukochana babcia. Koniec końców, zdarza się nam ugotować obiad, szczególnie jak są chorzy i zostają w domu. Nie popisujemy się wtedy inwencją twórczą, bo zazwyczaj na stole lądują kurczaki i zupa pomidorowa – czyli bezpieczny zestaw dla wszystkich (no może poza wege tatą). SPRZĄTANIE Zanim pojawiły się dzieci, obiecywałam sobie, że to właśnie one będą sprzątały swoje pokoje. Marzyłam, że moje dzieci, będą same pilnowały porządku we własnych pokojach. Piękne to były marzenia i w sferze marzeń pozostały. Moje dzieci bałaganu nie lubią tak samo jak nie lubią go sprzątać. Mają sposób na szach-mat dla nas, sprzątają do czysta swoje pokoje, przynosząc tonę zabawek do salonu… – no o co Ci chodzi mamo??? W pokoju jest posprzątane… Chodzę więc ja sobie biedna „Marysia” i staram się chociaż usunąć przeszkody na drodze ewakuacyjnej w ich pokojach, powtarzając sobie jak mantrę: „kiedyś będzie mi tego brakować” RODZICIELSTWO PRAWIEBLISKOŚCI Lubię się przytulać, głaskać. W naszej rodzinie to tak bardzo naturalne i częste. Okazujemy miłość naszym dzieciom kiedy tylko możemy. Jednak gdy któreś uderzy się piszczelem i kant łóżka, przez gardło nie przechodzą nam zdania w duchu RB: – „Rozumiem, że boli cię noga i musisz poradzić sobie z bólem, ponieważ on kiedyś minie” – SERIOOO? przecież to boli cholernie, a dziecko wcale nie musi sobie z tym radzić, tylko może się wypłakać z całych sił w ramionach mamy czy taty i tylko to jest w tej chwili w stanie ukoić ten cholerny ból. PLAC ZABAW, ZAJĘCIA UMUZYKALNIAJĄCE Ja naprawdę nie lubię placów zabaw. Bieganie za rozwrzeszczaną Hanką, upominanie Krysi, żeby nie popychała dzieci, złowrogie spojrzenia innych rodziców, bo dwapluscztery wkroczyło i opanowało całe pole…to nie dla mnie. Wybieram się tam jeśli muszę. Jeśli bardzo proszą. Jeśli nie mam innego pomysłu. Podobnie jest z zajęciami dla maluszków. Próbowaliśmy wielokrotnie. RObiliśmy podchody. Jeździliśmy dwa razy w tygodniu. Najpierw Maciek i jego tańce – znudził się po pół roku i z jego zajęć zostały nam jedynie baletki. Potem Kilka prób z zajęciami pozostałych – to samo – klaszczemy, śpiewamy, wkręcamy żarówki – „mamoooo puściłam bąka” – to było dla nich najśmieszniejsze. Jestem mamą. Taką samą jak każda z Was. Jestem mamą, która zrobi dla dzieci wszystko. Jestem mamą, która dla dzieci jest idealna…dla wszystkich innych nie muszę. Jestem mamą, dla której uśmiech na twarzy dziecka, to najlepszy dowód na to,że to co robię jest dobre. Odpuśćmy. Wyrzućmy poradniki. Wsłuchajmy się w siebie. CHociaż każda z nas jest inna, dla naszych dzieci każda jest idealna.  Niech miarą naszego sukcesu, będzie uśmiech naszych dzieci.          

4 STYLIZACJE SYLWESTROWE

charlizemystery

4 STYLIZACJE SYLWESTROWE

Rożki z ciasta francuskiego z kapustą i grzybami

Moja smaczna kuchnia

Rożki z ciasta francuskiego z kapustą i grzybami